Więc, albo troszkę poluzujesz nam śrubkę i zaczniesz słuchać tego, co rynek (czyli my, użytkownicy poziomek w Polsce, twoi potencjalni klienci) mówi na twoje "kosmosy", albo zostaniesz niezrozumiany i przeniesiesz się na fora poziomkowe dla Niemców, Holendrów, Belgów itd. Póki co, zrażasz do siebie innych forumowiczów swoją zaciętością, agresją a często nawet bezczelnością. Cierpi na tym to forum i nasze małe polskie środowisko poziomkowe.
Nie wiem czy przyglądaliście się reklamom w Polsce. Prawie wszystko w nich jest "naturalne" i "prawdziwe". Chleb, sok, masło, proszek do prania, jogurt. "Naturalny wybór". I po tej linii lansuje się rowery - "Prawdziwy rower nie ma żadnego silnika, bo to już byłby "nie-naturalny" rower". No to co?? Ja w dalszym ciągu widzę na drogach że są sami naturaliści w nienaturalnych samochodach. Jakoś tak dziwnie "nienaturalnie". Prąd elektryczny też jest "nienaturalny", bo trzeba go wyprodukować - spalić węgiel i wydzielić zanieczyszczenia. W Polsce "naturalnie" mamy elektrownie węglowe (92%??). Czyli korzystając ze światła, lodówki, pralki, telewizji, komputera, itp. jesteśmy "naturalni".
Widzę tu prezentowaną tendencję że rower poziomy z racji wygodnej pozycji na siodełku ma być "lekiem na całe zło". I pedałowanie jest po prostu sposobem na życie. To nic że wszędzie piszą że pod górkę na rowerze poziomym jest wolniej. Jeździ się tylko z górki i po płaskim! Silnik elektryczny może być tylko w wycieraczkach albo elektrycznych szybach. Ewentualnie rozrusznik, wentylatory. A w domu? Tylko mikser, krajalnica do chleba, odkurzacz, pralka, wentylator, farelka, napędy CD/DVD, maszynka do golenia, suszarka do włosów. Ale broń Panie Boże żeby rower miał silnik elektryczny! Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeee!!!! Nieeeeeeeeeeeeeeee!!!! Tutaj znowu mam odniesienie do lat komuny: "Cudowne dziecko dwóch pedałów". Chyba znacie ten tekst i wiecie w jakich okolicznościach komentator sportowy palnął ten tekst. Mamy być takimi "cudownymi dziećmi"?. Tak samo deszcz. Chyba parasole powinny być tylko w krajach zachodnich a w Polsce moknijmy. Palto jest jedynym rozwiązaniem. Ale bez kaptura. Ewentualnie kapelusz. Ale kapelusz po 40-tce.
Kto chce niech będzie sportowcem i niech jeździ tylko o własnych siłach. Przecież nikomu tego nie bronię. Ale korzystamy na co dzień z tak wielu udogodnień że silnik elektryczny w rowerze może być opcją. Kowalski chętnie skorzystałby. Szozda może pedałować.
[...]nasze małe polskie środowisko poziomkowe.
Sami spychacie rowery poziome do podziemia tą biernością. Nie ulepszając ich sprawiacie że Kowalski nie widzi sensu kupować roweru poziomego, skoro ma już doświadczenia z "tradycyjnym" rowerem. I Kowalski wcale nie jest taki głupi jak to MpAlternatywa sugerujesz:
[...]Już zwykła trajka jest dla Kowalskiego problemem, zrozumienie, że może się rozwalić na foteliku jak w domu w fotelu przed TV, że nie musi się kurczowo trzymać kierownicy, co do tej pory praktykował, bo to kierownica a nie drążek akrobatyczny. Dla Kowalskiego kosmosem jest ruszyć w przód i skręcić koła. O cofaniu nie wspomnę (a czasami trzeba cofnąć). Wiesz jak najczęściej hamują Kowalscy na pierwszej jeździe trajką? Butami, bo w całym tym cudacznym zamieszaniu z poruszaniem się, zapomnieli, że mają hamulce (wcześniej pokazane, wytłumaczone i zademonstrowane działanie). A ty teraz do tego cyrku jeszcze chcesz Kowalskiemu tłumaczyć jak ma i kiedy ma lub może jechać na silniku? Zapomnij 
Ja bym się poczuł obrażony że z Kowalskiego zrobiłeś niemal debila. Kowalski ma zdrowy rozsądek który mówi mu: "Ale do czego ja wykorzystam ten rower? Czy przyda mi się taki rower na co dzień? Czy wyjdzie mnie taniej niż eksploatacja auta? A czy będę moknął jak spadnie deszcz? Ile kilometrów mogę elegancko przejechać?". To że Kowalski musi się przyzwyczaić do nowego roweru to normalne i chwilkę mu zejdzie. Ale jeśli stać Kowalskiego na kupno auta, serwis, ubezpieczenia, paliwo, opłaty parkingowe to stać go równie dobrze na rower. Ale niekoniecznie prymitywny rower w dobie rozwoju przemysłowego.
Nie wiem czy to tyle kosztuje sprzedawcę kupić jeden silnik, jedne baterie, zamontować, przetestować. Nie musimy wypełniać od razu całego sklepu. Ale jeden model wypadałoby mieć na jazdy próbne.
[...]Na kilkaset osób, którym pokazywałem rowery poziome, 3 (słownie trzy) zapytały się o napęd elektryczny do nich. Dla mnie nie ma tematu - ty upierasz się zrobić z niego siłę napędową sprzedaży poziomek w Polsce. Dla mnie totalna utopia, dla ciebie rzeczywistość tu i teraz.
Mam się przekonać do roweru elektrycznego którego nie ma na sklepie, bez jazdy próbnej, patrząc jedynie na kolorowy folder z silnikami elektrycznymi? A gdy sprzedawca nie ma folderu z akcesoriami elektryfikacji roweru? To co wtedy? Wchodząc już do sklepu mam być mądrzejszy od sprzedawcy wiedzieć więcej o elektryfikacji niż on sam? Jak sprzedawca nie jest rozeznany/ doświadczony w kwestii elektryfikacji - to ja nie chcę nic od niego w ogóle kupować. Nie mam zaufania, bo gdzie tu jest rzetelna informacja? Nie ma informacji. To mamy czysty marketing. Kupić tanio, sprzedać drogo. Kupić tanio, sprzedać drogo. Nic więcej. Informacja powinna być podana na dzień dobry "że jest opcja napędu elektrycznego". Powinien być model pokazowy/ testowy. I powinny być sprawdzone dane (zasięg, osiągi, czas ładowania, koszty, sytuacja wyczerpania aku w trasie - czyli albo montujemy dwa aku albo w ostateczności uzasadnienie że rower waży co prawda np. więcej 25 kg ale można się nim jeszcze "dotoczyć", bo ma małe opory toczenia/ opory powietrza). A tak każesz MpAlternatywa klientowi samemu się domyślać i samemu szukać ulepszeń gdy wiadomo że nie każdy jest kolarzem zawodowym. Elektryfikacja? Dlaczego w ogóle jeździmy rowerem na światłach z dynama czy z baterii? Powinniśmy świecić oczami. Tak jest "ekologicznie"? Niedługo wymiana łańcucha okaże się niemożliwa, albo problematyczna bo "oryginalnie" rowery nie mają zapasowego łańcucha w zestawie i serwisanci rowerowi będą mi mówić: "Panie - po co wymieniać łańcuch?". "Przecież ma Pan łańcuch - to jeździj Pan!"
Jest zasadnicza różnica pomiędzy mówieniem o silniku elektrycznym w rowerze a konkretną, sprawdzoną, obliczoną ekonomicznie aplikacją. Z gwarancją. Nie wiem dlaczego mając rzetelną informację o kosztach eksploatacji silnika elektrycznego nie mógłbym włączyć ekonomicznego myślenia. Z matematyki raczej przeciętny Kowalski nie jest taki zły. A ubezpieczenie moto-roweru o mocy silnika ponad 250W oznacza pofatygowanie się do ubezpieczalni. Oraz zamontowanie akcesoriów (kierunki, światło "stop", klakson). Co my właściwie możemy w takim razie zrobić? Rozłożyć ręce mówiąc "Nie da się?". Dla mnie takie bierne podejście oznacza tylko lenistwo.