Zgodnie z planem miało byc 600, wyszlo 300, po dojechaniu na krytyczny punkt kontrolny na 300 km zapadłem w sen umęczonego człowieka i rano nijak nie mogłem się zmusić do dalszej walki. Przełamując niechęć do pedałowania wsiadłem na rower i powlokłem się na punkt parkowania samochodu który był oddaony o 42 km od punktu noclegowego, za kare zlał mnie deszcz, a na ostatnim odciunku osiągnąłem predkość srednią 19kmh. Ale od początku:
Wyjechaismy w sobotę rano zwartą grupą, tym razem starałem się trzymać czoła, i za bardzo nie wychylać. Panowie kolarze się rozgrzewai, prędkośc była zacna, śrenia w okolicach 34, przelotowe pod 40, ale i tak na zjazdach musiałem uzywac hamulca żeby nie wysuwać sie do przodu, w końcu po wyjeździe z Białegostoku, zgodnie z CueSheetem następny punkt charakterystyczny był za 10 km, więc pofolgoałem troche odbiłem na jakies 900 m i tak sobie dreptałem aż po 10 km zostałem połknięty przez peleton, a na stępnie wydalony z tyłu niczym wynik trawienia. Pomyslałem sobie ( a czasu na myslenie nie było duzo), że sam to ja mogę mrchewkę skrobać, ale be peletonu wyraźnie mi sie słabiej jedzie i jest to odczuwalne, dałem więc z siebie nieco więcej niż nakazywał rozsądek ale złapałem czołówkę i tak lecieliśmy wspólnie do 85 km utrzymując średnia na poziomie 32 kmh, niestety na 85 km stała się rzecz straszna, podjazd, dłuższy u bardziej wymagający, chłopaki staneli na pedałach, a ja mimo dużego wysiłku nie zdołałem ich złapać, z żalem obserowowałem zwiększającą się odległość, aż mi znikneli z pola widzenia. Na pierwszy punkt kontrolny ( na 104 km), dojechałem samotnie, ale przywitałem sie jeszcze z czołówką, utrzymałem średnią powyżej 30 kmh, co było jakimś tam pocieszeniem, niemniej jednak pozostał żal że nie daje rady i że zasmakowałem jazdy za peletonem ( niestety tylko jako pasożyt). Na punkcie kontrolnym podbiłem kartę, zakupiłem buteke IceTea, batona, oraz do kieszeni wrzuciłem dwa żelki no i poleciałem za peletonem, niestety jak wsiadałem na rower to zobczyłem plecy ostatniego i to by było na tyle. Istotnym jest że peleton który do pierwszego punktu kontrolnego liczył 15 osób ( cała impreza 21 sztuk) + do 85 km jeszcze ja, na punkcie kontrolnym się rozdzielił, przodem pojechało jakieś 8 osób, potem ja, a potem długo nic, przynajmniej przez 10 km jechałem samotni, no i mniej więcej na 110 km dopadła mnie grupa szturmowo pościgowa w liczbie 6 osób, nie uciekałem, bo nie miało to sensu, ale z ulgą się podczepiłem i wytrwałem do 169 km, a potem... a potem było coraz słabiej, kryzys psyche, opad z sił, no i w zasadzie nie działo się nic ciekawego.
Do punktu na 300 km dotarłem marząc o jedzeniu, pizzy, browarze, herbacie, batonach, bananach, kanapce z serem, paluszkach i coca coli

( miałem dosyc isostaru i żeli ). No i tak jak dotarłem tak zostałem. Wstałem o 5 rano, ten punkt był to również punkt 557 km. PIerwszy zawodnik wpadł o 5:05 czyli w 21 godzinie jazdy, panowie z czoła peletonu - a pozostao ich już 4 ( jeden zginął w lesie na 500 km) - stwierdzili że tracą za duzo czasu na punktach kontrolnych bo im średnia spadła do 30 km/h. Biorąc pod uwagę że jechali po puszczy i w nocy, to spory szacun, utrzymywali przeltowe na poziomie 57km/h.
Tym razem startowały tylko rowery szosowe i mój jeden turystyczny poziom

garsć danych cząstkowych :
1 - Białystok - Siemiatycze - 103.70 km - Vsr 30,5 kmh, Vmax 57,9 kmh
2 - Siemiatycze - Kleszczele - 70,37 km - Vsr 26,1 kmh, Vmax 49,0 kmh
3 - Kleszczele - punkt 200 km - 26,23 km - Vsr 18,3 kmh, Vmax 40,8 kmh
4 - Punkt 200 - Juszkowy Gród - 13.22 km - Vsr 19,7 kmh, Vmax 38,1 kmh
5 - Juszkowy Gród - Krynki - 89,15 km - Vsr 18,2 kmh, Vmax 57,9
100 km - w czasie 3:15
200 km - w czasie 7:24
300 km - w czasie 13:10