W poprzednią niedzielę objechaliśmy trasę po wtr a kilka dni potem kolega rzucił tekstem "no to teraz do Szczucinna". Dlaczego do Szczucina? Nie przypadkiem. Tam się kończy asfalt a więc tak faktycznie choć można jechać po wszystkim bo i nawierzchnią trawiastą i lokalnymi drogami, to co to wnosi do rzeczy? to znaczy jak można to nazwać trasą rowerową ? Można w wąskiej kategorii mtb czy gravel ale już dla szosy nie bardzo.
Trochę się pozastanawiałem bo moje rowerowo największe osiągnięcie jednodniowe to dotąd pętla wokół Tatr coś ponad 200km i 2400dH i to było dawno. Już nie jestem tak wytrenowany. Wiedziałem też, że jazda tą trasą z kolegą na szosie może być myląca. Jak się jedzie z kimś kto w tych samych warunkach ma ciężej tworzy się wrażenie złudne, że jest lekko a nie jest.
Nadal więc nie wiedziałem jak szybko mogę sobie pozwolić żeby jechać. Na pewno nie mogłem wpadać w tempo i się nakręcać, no i powrót miał być pod wiatr 20km/h. Wiatr miał na odcinkach po 30km/h albo i więcej na dodatek rozkręcił się w najlepsze wczesnym popołudniem czyli właśnie na powrocie. Ta trasa to docel i powrót.
Przebieg trasy po wałach wiślanych, płasko:
https://drive.google.com/file/d/1-2teO-76t9OGKvFVI0pdeaFRqxnCRtzE/view?usp=sharingW tamtą stronę 5h23min vśr=28,3km/h
powrót 5h53min vśr=25,7km/h
Razem 303km 11:15:59, w tym odcinek przez duże miasto dwa razy.
Wszystko to była lekka rekreacyjna jazda w tamtą stronę szczególnie się spowalniałem żeby sobie zostawić jak najwięcej na powrót. Moje słabe punkty w Queście to siedzenie na dole, muszę się po 6h pilnować żeby odrobinę zmienić pozycję co jakiś czas, choćby centymetr i się pilnowałem. Duże palce u stóp. Stały ucisk poprzez nie do końca ustawioną pozycję i/lub położenie gniazd spd (jest z szosy). Mam dość przednią pozycję. Mam podejrzenie, że potrzebuję mocno tylnej ze względu na kierunek działania siły w poziomym ale znowu to może być coś całkiem innego.
O dziwo odkryłem jeszcze jeden słaby punkt. Oparcie głowy. Nie wiem czemu ale ciągle podnoszę głowę. Jest to nawyk z przejazd przez nierówności. Muszę się pilnować by opierać głowę. Ostatnie to coś co zauważyłem już w trasie z Holandii, unoszę ramiona dla lepszej kontroli wolantu a koniecznie trzeba żeby leżały podpierająć się na łokciach.
Kiedy wszystkie punkty są spełnione zostaje już tylko jedno - pilnować się żeby nie zasnąć.
W trasie z Holandii, nie przyzwyczajony do wygody roweru miałem takie momenty kiedy robiło się jakoś tak zbyt wygodnie. Tu raczej nie.
Dla porządku fotki z trasy są tu:
https://www.sports-tracker.com/workout/jacekddd/64bc15de3c594a5127167b5dTego dnia noga mi nie podawała zupełnie. Za mało snu, za mocne bieganie 3dni i jeżdżenie 2dni wcześniej.
Jeszcze praca na urlopie do wieczoru. Chciało by się mieć regenerację 20-latka ale nic z tego ... heh.
Jeszcze dygresja szosowa. Tego samego dnia po zbliżonej trasie z Krakowa wyjechało dwóch kolegów szosówkami. Nie potrzebowałem aż tyle czasu i nie musiałem zdążyć na pociąg w Przemyślu jak oni a trasa pokrywała nam się dokładnie tylko na 20km więc się z nimi nie ustawiłem. Dojechali do Przemyśla ich vśr to 30.2km/h. Prawdopodobnie dawali sobie zmiany no i jechali cały czas z wiatrem. A wiało że hej!
Na powrocie wyprzedziło mnie 4 szosowców za co Szanowne Grono Poziome przepraszam. Zawaliłem.
Myślę, żeby tą przewinę jakoś odpracować. Chodzi mi po głowie takich kilka klasycznych ujęć ze świata poziomego: kamera wstecz, umierający w próbach nadążenia umięśnieni szoszoni, pozostawieni w oddali liczni wyprzedzeni rowerzyści... tak tak mokry sen. Wzdragam się przed nim już od roku ale pewnie będzie trzeba. Krzysztof to jeździ szybko a ja się tylko turlam.