Cześć
To nie był żaden wyścig, zwykły wspólny wyjazd, trening.
Kolorki na wykresach reprezentują nachylenia podjazdów i zjazdów.
Przyjazne np. zielone zjazdy, groźne brązowe itd podjazdy.
Od tamtego wpisu miałem trochę czasu żeby wysnuć dodatkowe przemyślenia.
Duża, nieproporcjonalna strata czasu pojawia się gdy mi brakuje biegów. To jest gdzieś poniżej 10km/h ale na pewno przy 5km/h jest już źle. Mówimy tu o nachyleniu powyżej 5%.
Przykład: dojazd do skrzyżowania z główną drogą przez którą mam przejechać.
Główna droga ma zachowany poziom co wymusiło na drogowcach podniesienie nachylenia ostatnich metrów drogi na której jestem do ponad 20%. Nawierzchnia nie jest całkiem czysta. W praktyce nachylenie jest w tym miejscu takie duże, że nie jestem w stanie podjechać a zawsze się pilnuję, żeby mieć 1x1 . To też za mało.
Co więc robię?
Hamulec, podciągam korbę w okolice 90st. do kierunku nacisku. Wciskam. Velo podsuwa się może metr. Zanim się zsunie hamuję. Powtarzam drugą nogą. Lekki uślizg marnuje 30%. Pół minuty zabawy. "Wciągam" się na główną. Przekraczam, uff dalej jest może 10%. Młynkuję.
Taki pan, który może cisnąć po 600W co jakąś chwilę przez kilkadziesiąt sekund straciłby do tych ludzi na moich 40min .. jakieś 10-15min może.
Ale ogólnie myślę, że jakby to w złą stronę idziemy. Ktoś może wysnuć błędne przypuszczenie, że bez e- velo nie da rady i musi być.
Zrobiłem załadowany do 25kg velo 31kg ze mną ok 70kg ponad 1312km po różnych drogach z Holandii do Polski i nie mam naprawdę żadnych przykrych wspomnień. Nigdzie nie cisnąłem, nie miałem żadnego przygotowania poziomego, nie do końca miałem dopasowane wszystko. Wiele rzeczy nie wiedziałem i uczyłem się w drodze. Wiele uczyłem się już dobrze po powrocie. Wszystko to razem ciągle dało mi dobre przebiegi w ciągu dnia. Nie byłem wykończony pomimo gorąca i tego, że nie pilnowałem się żeby więcej jeść. W sumie coś koło 3kkm dotąd. Całość wspominam na tyle dobrze, że snuję sobie plany gdzie by się tu znowu wybrać. Próbuję się dostosować do tego rodzaju wysiłku. Na pewno jeszcze się wybiorę z ludźmi gdzieś pojeździć choćby dlatego, że nie ma poziomych z którymi bym mógł się wybierać. Rozsądek podpowiada wybierać bardziej poziome trasy. Ale kto wie.
Sam z siebie myślę zrobić jakąś trasę tak jak ludzie skąd przyprowadziłem velo mi opowiadali jak oni jeżdżą. Tzn. 200-350km. Na luzie, bez napinki.
Jest problem z velo tego typu, że zawsze mnie poniesie bo pojazd lubi prędkość. Robię trasę a tu mi się przez to miesza rodzaj wysiłku bo co chwilę okazja żeby się z kimś pościgać. Nieraz już przez to wracałem ledwo kręcąc. Całe szczęście, że się prawie leży. Bo nawet jak się już ujedzie to i tak za chwilę po płaskim dochodzi do 30km/h. Jest też tak, że większość gości na szosówkach jak cię widzi to zaraz chce cię sprawdzić a jest dużo naprawdę mocnych ludzi. Dopiero się uczę żeby umieć sobie odpuścić jak jadę velo ale to wszystko na nic. Wystarczy byle 5m w pionie i już ponad 40 na liczniku. Chwila takiej jazdy i znowu zapominasz jak się gdzieś tam kwadrans wcześniej męczyłeś. Ja na prawdę nie wiem dotąd jaka jest moja prędkość jak gdzieś jadę a to jest pierwsze co z miejsca się wie jadąc gdzieś szoską.
Po nie wiem ilu ? 50kkm+ na rowerach wsiadam i jestem jak dziecko we mgle.
To jest właśnie dla mnie różnica pomiędzy rowerem poziomym a pionowym.