Trzeci dzień jazdy na poprzednim flevo, wydawało mi się że okiełznałem drania, jadę sobie z górki prędkość miła dla oka, ze 30 - 35 leciałem, jak na nową maszynkę nie do końca poznaną to sporo, ranek był piękny, do pracy lecę i jak rower zaczął gonić węża to nie opanowałem drania i rozsmarowałem się po asfalcie, rower cały, na ociekający płynami czerwonymi zakląłem i ostrożnie pojechałem do pracy. Już w firmie zmyłem krew z roweru i od tamtej pory gleb niewiele, a jeżeli już to malutkie.