Właśnie wróciłem z pracy...
Na Focha za rondem grunwaldzkim wpuściłem jakiś autobus, którego kierowca nie wiedział - czy ma jechać, czy stać a może jechać dalej po kończącej się zatoczce do... No właśnie nie wiem gdzie. Bez kierunkowskazu? Może chciał chodnikiem dalej jechać? Tak czy owak ruszył, wyjechał na prawy pas i jadąc 20 na godzinę wjechał idealnie na żółte...... I weź za nim stój minutę na czerwonym świetle bo jemu nie chciało się jechać ciutkę szybcije. A podobno to my rowerzyści zwalniamy

Kilkaset metrów dalej - roweSZysta jadący chodnikiem odpalił sobie sygnalizację na żądanie. I znowu - stoi z 20-30 samochodów, bo jakiemuś gamoniowi bezjajecznemu nie chciało się jechać ulicą...
Przede mną rusza jakaś Astra. Ospaaale, powoli, beznamiętnie... Po co się spieszyć w porze szczytu? Niech ten rowerzysta jadący z tyłu jedzie tuż za... Przecież on i tak jedzie wolniej...
I tak Astra dojechała do kolejnej sygnalizacji, którą elegancko przejechała na czerwonym...
Sygnalizacja ustawioan oczywiście jak to w Brzydgoszczy tak, że wszyscy stoją, przepuszczają powietrze, nic nie jedzie, wszyscy czekają, nic się nie dzieje... Minuta czekania za friko dla każdego! A co! Stać nas, nie? ;P
Potem przejeżdża tramwaj jadący w lewo, którego ruch nie koliduje w ogóle z ruchem pieszych, ale ci muszą grzecznie stać i czekać na swoją kolej ;P
I czas na pieszych, których już świerzbią nogi. Niektórzy z rozpędu prawie się zabijają o pachołki

Za kilkaset metrów wyjeżdżam z Focha, Jagiellońska, Rondo Jagiellonów. Z prawej jadą samochody, ale jak jestem na rondzie to powinny zahamować i mnie przepuścić. Ale czy ten pędzący z mostu samochód zahamuje? Nie? A może w ostatniej chwili?

Ufff, zahamował.
I to jest właśnie jazda po Brzydgoszczy. Nigdy nic nie wiadomo.