@Maciej - "tylko mniejsze przyspieszenie". Dla mnie
AŻ mniejsze przyspieszenie. To oznacza, ze będę ze świateł ruszał poganiany klaksonami samochodów? Żebyle kÓrier rowerowy bedzie mnie wyprzedzął na prostej? A przecież on jeszcze musi wsiąć na swój rowerek, zanim ruszy. Musi się usadowić na nim, na tych pierwszych kilku metrach - kiedy ja już powinienem być kilka metrów przed nim.
I tak jak napisał Kaczor1 - noszenie, przestawianie, obracanie, manewrowanie - to wszystko jest cięższe i trudniejsze. Ja na szczęście rzadko jeżdżę pociągiem, ale jak mam dźwigać rower po schodach... W dodatku jeszcze z zapakowanym kufrem, to sam nie daję rady iw zywam do pomocy kawalerię.
Wreszcie. Po to wymyślono rower, bez silnika, aby móc przemieszczać się na nim za pomogą własnych nóg. A to przemieszczanie się, bez pomocy silniczka, nie tylko powoduje jakieś zmęczenie, ale i niesamowitą (przynajmniej jak dla mnie!)
przyjemność z jazdy. Nie ma nic przyjemniejszego jak poczuć zmęczenie w nogach po kilkudziesięciu kilometrach, poczuć jak działa własny organizm. Wizyta u lekarza (przypadkowa, kontrolna, medycyny pracy) staje się wówczas nie okazją do stresu, ale okazją do wypięcia piersi, bo chociaż brzucho jest, to ciśnienie jak u chudziutkiego dwudziestolatka

A silniczek do roweru? Ok, do velotaxi. Do maszyny co wazy 150kg bez pasażerów i kierowcy. Wtedy - rozumiem. Ale tak poza tym? No chyba, ze ktoś mieszka gdzieś, gdzie teren jest pofałdowany.
O PKP i centralnym wspominał nie będę bo o niekompetencji arHitekta Dw. Centralnego, obecnych projektantuff, budowniczyH etc można by pisać trylogię i encyklopedię.
P.S. To nie jest bunt, tylko racjonalizacja
