Temat flipów i flopów odgrzewam.
Jak w "Setkání lehokol 2025" napisałem wczoraj konfrontacje się odbyły.
Toczeniowe.
Wykpiwana przeze mnie KOZA czyli popularne M5, po mariuszowym tunningu okazała się całkiem szybkim pojazdem,
który dwóm moim, do tej pory nie pokonanym ścigaczom BATY sprawił.
Aby co nie co skonfrontować, najpierw pojechaliśmy na niewielką górkę w okolicach szpitala na DWÓCH MOICH
"ścigaczach".
Pierwsze toczenie. Mariusz na Żółtku (LWB z kier. pośrednim) mnie, na Leżącym Choperze niewiele,
ale wyprzedził.
Drugie toczenie. On na Choperze, ja na Żółtku i ON znowu na PROWADZENIE WYSZEDŁ,
a ja ku mojemu przerażeniu i kompletnie rozdygotany,
przy szybkości 41 km/h zacząłem panicznie hamować, bo nie mogłem roweru opanować
i bałem się że GLEBA będzie.
To prawdziwy dla mnie koszmar, że na rowerze na którym parę tys. km. zaliczyłem,
mając skończone 72 lata NIE POTRAFIĘ szybko jechać.
Zwłaszcza, że to na nim do Pleszewa (chyba w 1996 tym) pędząc, średnią ok. 42 uzyskałem.
A co najdziwniejsze, to Mariusz decyzję podjął i nim do domu pojechał.
W rozmowie tel. stwierdził, że jechało mu się kiepsko, choć rozpędziwszy Żółtka do 63km/h
pojazd ten "jak po sznurku" jechał. Czyli prowadził się znakomicie.
A ja jego twórca przy 40tu nie mogłem go ogarnąć.
Jaki wniosek?
7 lat w VMach, jazdy jednośladami mnie oduczyło.
Masakra.
Kolejny wniosek?
Miłośników jednośladów, wiatru we włosach i much w zębach,
do jazd czy posiadania jakiegoś obudowanego gluta na trzech kołach NIE ZACHĘCAM.
A nawet odradzam.
Ale do prób wróćmy.
Rozdygotany nieudaną jazdą klapnąłem w cieniu, zaś Mariusz z kluczami do firmy po swoją "kozę" pojechał.
I po raz kolejny razem na górkę się wtoczyliśmy.
Ja na Choperku znowu z tyłu zostałem, a on zatoczył się najdalej z pośród tych trzech.
Próby polegały na toczeniu się, aż do samoistnego zatrzymania.
Przy kawie dyskusja, wnioski i pytania.
Jakim cudem on na dwóch moich rowerach jadąc, dwa razy mnie wyprzedził?

I przypuszczenia.
1. On był w przecudny strój kolarza ubrany, a ja w luźne, długie robocze portki (na szczęście w kostkach taśmą spięte)
i tradycyjnie rozchełstaną koszulę.
2. On zgodnie z poziomą tradycją, ciążowe wzdęcie (5ty, 6ty m-c) brzuszne posiada,
czym aerodynamikę - o czym wszyscy wiedzą - podczas przejazdów wspomógł.
3. On doszedł też do wniosku, że prawdopodobnie jest ode mnie cięższy.
4. Mój Choper miał taki sam kufer z którym Mariusz od jakiegoś czasu jeździ, ale mój z z płaskim deklem jest.
Jego wysoki dekiel lepsze walory aerodynamiczne posiada.
5. Jeśli w niedzielę pogoda dopisze, to Mariusza na kolejną próbę namówić spróbuję.
Tym razem też cudnie ubiorę się i kufer mój garbatym deklem ozdobię.
Szanse będą wyrównane bardziej.
W toku dyskusji Mariusz jako człek wykształcony (nie widziałem aby chciał mi schlebiać) powiedział,
że te w sumie niewielkie różnice w odległościach (ok.10m),
to w granicach błędu się mieściły.
Dla mnie niestety to oświadczenie mało pocieszające to było.
Byłem przekonany, że moje długie poziomy lepiej się sprawią.
Spytasz pewnie Jacku po co to wszystko?(zwracam się do Ciebie, bo większość speców, znawców
i forumowych dyskutantów sprzed lat dziwnie zamilkła)
Ano zapodałeś temat dwukołowych streemlinerów i nasze działania w tym kierunku idą.
Po toczeniach nawet stosowne przymiarki były.
Ja chcę korzystać z tego co dostępne, aby nie iść w koszty.
Mariusz za nowościami tęskni.
Ciekawe czy jakiś konsensus wystąpi i pierwszy obudowany jednoślad polskie drogi uszlachetni.