Autor Wątek: Pierwsza moja poziomka  (Przeczytany 20651 razy)

miki11

  • wyczynowiec na poziomie
  • ****
  • Wiadomości: 365
  • M5 / Speedliner 'Blue Glide'
Odp: Pierwsza moja poziomka
« Odpowiedź #165 dnia: Maja 22, 2024, 09:19:35 pm »
Trzeba bardziej poszukać:
https://pierscientysiacajezior.pl/
Tak zerknąłem a tam jest dystans 610, czyli już go masz.

Nie wpadłbym na to :-) Mam już zrobione lekko ponad ten dystans, ale oni tam nie jadą czasem na 1-2-3 dni? Ostatnio oglądałem Mambę, też zrobiła jakiś ultra-maraton. Ale to jest zupełnie inne jeżdżenie, niż to, co mnie bawi. Ja jeżdżę dla przyjemności, nie dla wyczynu. Kręcenie pedałami (zapomniałem, że to jest zabroniony w UE termin) poprawia mi zdrowie fizyczne i łagodzi charakter :-)

miki11

  • wyczynowiec na poziomie
  • ****
  • Wiadomości: 365
  • M5 / Speedliner 'Blue Glide'
Odp: Pierwsza moja poziomka
« Odpowiedź #166 dnia: Maja 31, 2024, 11:42:50 pm »
Dzisiaj ostatni dzień maja i zamknąłem pierwszy tysiąc kilometrów licząc oba rowery. W tym 714km na poziomym analogu. Tyle jeździłem kilka lat temu przez cały sezon, więc jest dobrze. Czekam mnie jednak lekkie obniżenie fotelika (po 30-40km jednak zaczynam się zsuwać i czuję kość, której nie mam, czyli ogonową; nie jest to wielki ból, ale raczej taka forma dyskomfortu, przy dłuższych trasach lepiej z tym nie walczyć). Z tym obniżeniem musi pójść w parze położenie czegoś na laminacie fotelika (może Ventisil, tylko nie wiem, który jest lepszy; może tylko dam tą piankę w 2-3 pionowych pasach) i lekka przeróbka tylnego światła. Przy pierwszej próbie położenia fotelika na wybojach tylna opona wyrzeźbiła mi w tylnej lampce elegancką bruzdę na około 1cm głębokości. Obecnie ta lampka u góry kończy się na równi z górną płaszczyzną bagażnika i nieco wystaje do dołu. Muszę pomyśleć nad jakąś sprytną modyfikacją, żeby nie przerabiać tego zbyt głęboko. No i jakiś koszyk/kufer trzeba w końcu założyć, bo na razie nie mogę nic ze sobą zabrać, ani aparatu, ani zapojki i zagryzki :-) Czy polecicie jakiś sprawdzony kuferek? Odpadają te długie, mój powinien się kończyć maksymalnie z linią tylnego koła, wiecie - winda...
« Ostatnia zmiana: Maja 31, 2024, 11:48:38 pm wysłana przez miki11 »

miki11

  • wyczynowiec na poziomie
  • ****
  • Wiadomości: 365
  • M5 / Speedliner 'Blue Glide'
Odp: Pierwsza moja poziomka
« Odpowiedź #167 dnia: Czerwca 05, 2024, 10:40:55 pm »
Jako, że przekroczyłem 800km (i obejrzałem napęd), postanowiłem wykąpać łańcuch w słoiku z benzynką ekstrakcyjną. Najpierw sobie wysechł, teraz wisi i "wdycha" nowy zielony smar na warunki mokre. Amatorskie nakładanie po kropli na 282 ogniwa wymaga dobrej formy, ale jeszcze jestem na etapie odczuwania frajdy przy takim serwisowaniu. Rano tylko szmatą do sucha i zakładam na rower.

miki11

  • wyczynowiec na poziomie
  • ****
  • Wiadomości: 365
  • M5 / Speedliner 'Blue Glide'
Odp: Pierwsza moja poziomka
« Odpowiedź #168 dnia: Czerwca 15, 2024, 08:13:48 pm »
No dobrze, więc powolnym (niektórzy mówią: świńskim) truchtem w dniu dzisiejszym zamknąłem pierwszy 1000km. Pierwszy kilometr moją M5 zrobiłem 5 kwietnia, wtedy to była walka o przeżycie :-) Sumując krótko ten okres mogę wyciągnąć na szybko kilka wniosków.

1. Nauka jako takiego utrzymania się w siodle (rytm, trakcja, brak bólu, ustalenie pozycji) zajęła mi ok. 200km. Dla niektórych to długo, dla mnie to dobry dystans. Obecnie początkowe problemy wydają mi się śmieszne, to chyba taka norma. W tym czasie zaliczyłem 3 gleby, wszystkie na prawie zerowej prędkości, jak widać kłopotem bywało zazwyczaj prawidłowe zatrzymanie pojazdu w sytuacji awaryjnej (np. wyskoczyło mi dziecko). Za trzecim razem trochę obiłem kolano o własny rower.

2. M5 robi furorę na mieście :-) Przez cały czas :-) Nie spotkałem jeszcze na ścieżkach innej poziomki, chociaż jakiś przechodzień opowiadał mi, że też posiada taki pojazd.

3. M5 jest w sumie dobrym wejściem w temat poziomek, niedroga i pozwala poznać ten sposób jazdy.

4. Od początku planowałem elektryfikację M5, za Waszą radą odkładałem ten moment do osiągnięcia 500km, potem przesunąłem to na 1000km. I dalej nie wiem, czy to zrobić :-) Na pewno moja wydolność powoli się poprawia. Jednak mój organizm z racji np. wieku nie regeneruje się tak, jak u dwudziestolatka. Pilnuję wyższej kadencji, ale tutejsze pagórki dają czasem w kość. Przy codziennej jeździe czuję zmęczenie mięśni nóg i co gorsza, czasem także kolan. Z mięśniami pół biedy, jak je rozruszam, jakoś jadę dalej. Ale kolano mnie wyłączyło na kilka dni - ten problem miałem już na klasycznym trekingu.

Jednak frajda z jazdy analogowej jest tak duża, że ciągle nie robię jeszcze tej elektryfikacji. I jednocześnie zdaję sobie sprawę, że z delikatnym wspomaganiem zwiększyłbym zasięgi dzienne. Do tej pory zrobiłem 72km jednego dnia, myślę że przy dobrym dniu (w stanie wypoczętym i zregenerowanym) mógłbym się pokusić o tą stówkę. Na szczęście w ostatnim czasie pogoda w kratkę i nie ryzykowałem dalszych wypadów. Także silnik i akumulator jeszcze ciągle rozważam.

5. Z cech anatomicznych M5 trzeba wspomnieć o delikatnej budowie, m.in. nietypowym bagażniku, przez co jest trochę kłopot z przewożeniem towaru. Obecnie powoli przygotowuję kopyto, które zamierzam okleić z zewnątrz tkaniną szklaną (300g/m2). Nigdy nie bawiłem się w laminowanie, ale kto mi zabroni spróbować? W końcu to ma być kufer do mojego roweru. Najwyżej się nie uda. Znalezienie gotowego kufra na razie mi nie poszło, ale też nie szukałem zbyt intensywnie.

Ta delikatna natura M5 jest też pewną przeszkodą w dołożeniu masy przy ew. elektryfikacji. Początkowo chciałem włożyć na tył koło z silnikiem 1,2-1,5kW i akumulatory (ok. 630Wh). Po spokojnym przemyśleniu chyba jednak zmieniłbym silnik na mniejszy, przekładniowy (zawsze to 3kg, a nie 6,5). Moc 350W powinna pomóc na tych podjazdach. Przekładniówka nie jest co prawda najlepszym wyborem na dłuższe trasy, ale... posiada sprzęgło i nie powoduje hamowania (magnetycznego) po ew. rozładowaniu akumulatora. Co do obciążania M5 dodatkową masą, staram się jej pomóc pracując nad własną wagą, na razie udało mi się oddać nieco powyżej 8kg (w ok. 80 dni). Jeżeli oddam jeszcze drugie tyle, będzie można śmiało montować wspomaganie. Jak widać, za wszelką cenę staram się przesunąć termin instalacji silnika :-)

6. W tym miejscu chciałem podziękować wszystkim Kolegom z forum, dzięki Wam przyjąłem więcej praktycznej wiedzy, niż na całych zajęciach wojskowych w życiu :-)

Uff...
« Ostatnia zmiana: Czerwca 15, 2024, 08:43:05 pm wysłana przez miki11 »

Jacekddd

  • całkiem inny wariat
  • *****
  • Wiadomości: 786
Odp: Pierwsza moja poziomka
« Odpowiedź #169 dnia: Czerwca 15, 2024, 09:08:51 pm »
No dobrze, więc powolnym (niektórzy mówią: świńskim) truchtem w dniu dzisiejszym zamknąłem pierwszy 1000km. Pierwszy kilometr moją M5 zrobiłem 5 kwietnia, wtedy to była walka o przeżycie :-) Sumując krótko ten okres mogę wyciągnąć na szybko kilka wniosków.

2. M5 robi furorę na mieście :-) Przez cały czas :-) Nie spotkałem jeszcze na ścieżkach innej poziomki, chociaż jakiś przechodzień opowiadał mi, że też posiada taki pojazd.


Uff...
Brawo tego pierwszego 1000 a teraz następne niech jak najlepiej polecą.

M5 robi furorę - celebryta ;-)

Elektryfikację sobie zostaw, dajesz radę i tak jak pisałem najprawdopodobniej będziesz pędził jak rakieta o ile już nie zasuwasz.
Obyś się tylko nie wycieniował za bardzo.

Ponad 10 tak temu wybrałem się na trasę umawiając poprzez forum rowerowe, typowa wspólna traska. Jeden z ludzi był po zrzuceniu ponad 30kg. Jechał dobrze wszytko było ok. To było mtb, na powrocie gdzieś w środku lasu nagle zatrzymał się, zsiadł i położył tam gdzie stał. Podłożem była rzadka trawa, kamienie pojedyncze gałęzie.
Stwierdził, że go odcina i że czasem tak miewa od kiedy się wytrenował i zszedł z masy. Daliśmy mu naszej wody, coś słodkiego. Dopiero po kilkunastu min się podniósł.
(Tą anegdotę zamierzam regularnie powtarzać na przestrogę)
 
Nabierz wytrzymałości, nie walcz z masą żebyś nie stracił siły.
Ciesz się uzyskaną wolnością na poziomie.
Wiekiem się nie martw, masz jeszcze dużo czasu zanim błękitny szlak zacznie wzywać.
Powodzenia.
« Ostatnia zmiana: Czerwca 16, 2024, 03:36:03 pm wysłana przez Jacekddd »

Quest XS 20kkm; 11 Podróży 6379Km; Bieganie;
http://www.sports-tracker.com/view_profile/jacekddd

natalka

  • wyczynowiec na poziomie
  • ****
  • Wiadomości: 312
Odp: Pierwsza moja poziomka
« Odpowiedź #170 dnia: Czerwca 16, 2024, 05:11:14 pm »
miki11, wszystko ładnie pieknie, ale ale...
Czy taki silnik waży? Jeśli tak, to ile wazy koło z silnikiem? Bo normalne koła mają chyba koło 1-1.5 kg? Jak wsadzisz tam koło z silnikiem to będziesz miał koło ważące 2 czy 3 a może 4 kg? Pamiętasz o tym, że masa obrotowa znacznie utrudnia poruszenie i przyspieszenie roweru? Do tego dorzucasz jeszcze masę akumulatora i masz łącznie ile extra? 10 kilogramów? Czyli w miejsce standardowych 15 kg bazowych M5 (?) będziesz miał 25 kg minimum. Z czego extra 2 kg w kole. I w ten sposób zamieniasz rower, który da radę jechać absolutnie bez żadnego wspomagania na rower gdzie będziesz musiał używać nawet minimalnego wspomagania aby ten rower ruszał i chciał jako-tako przyspieszać. Gdzie bez wspomagania włączonego będziesz czuł, że jedziesz mini-kobyłą, która nie chce jechać.
Mało tego. Ta mini-kobyła będzie miała ograniczony zasięg do powiedzmy tych 100 km. Tyle ile da bateria. Po jej wyczerpaniu albo się zatrzymasz na jej podładowanie, albo... pchasz samymi nogami mini-kobyłę. A to proste po 100 kilometrach kręcenia już nie będzie. Będziesz klął jak szewc.

Kolana bolą? Skrzypią? Mnie również. I nie myślę o żadnym silniku. A też mam górki i podjazdy.
Natomiast nauczyło mnie doświadczenie jednej rzeczy: żeby jeździć trzeba jeździć.

BTW: moc ponad 1 kW w silniku w rowerze, no ten, no... jakby to... hmmm... Robisz ścigacza na tor??? ;) Chcesz mieć na płaskiej, prostej 100km/h??? ;)


Jacekddd:
Ponad 10 tak temu wybrałem się na trasę umawiając poprzez forum rowerowe, typowa wspólna traska. Jeden z ludzi był po zrzuceniu ponad 30kg. Jechał dobrze wszytko było ok. To było mtb, na powrocie gdzieś w środku lasu nagle zatrzymał się, zsiadł i położył tam gdzie stał. Podłożem była rzadka trawa, kamienie pojedyncze gałęzie.
Stwierdził, że go odcina i że czasem tak miewa od kiedy się wytrenował i zszedł z masy. Daliśmy mu naszej wody, coś słodkiego. Dopiero po kilkunastu min się podniósł.
(Tą anegdotę zamierzam regularnie powtarzać na przestrogę)

Za mało szczegółow, ale to mi wygląda na klasyczną "bombę". Zjadł za mało węglowodanów albo wcale, nie zjadł odpowiednio szybko posiłku, albo po prostu przesadził z olbrzymim wysiłkiem.
Nie wiemy:
+ w jakiej kondycji był ów rowerzysta (i ile miał najechane kilometrów w danym roku przed tą wycieczką)
+ w jakim zdrowiu
+ ile jadł
+ jaki miał rower
+ na jakim dystansie jechaliście
+ jakie i kiedy mieliście posiłki
Etc.

Na pewnym Pięknym Zachodzie byłam świadkiem kiedy na punkt przyjechał jeden z zawodników biorących udział w imprezie. Był delikatnie mówiąc... Zniszczony. Przez samego siebie. Słaniał się na nogach. Od razu wiedziałam, że to klasyczna bomba. Organizatorzy chcieli go wycofać z zawodów, ktoś wezwał karetkę a ratownicy stwierdzili że wszystko w porządku. Mniej więcej godzinę później najedzony i nawodniony zawodnik podpisał oświadczenie, że jedzie dalej na własną odpowiedzialność i... pojechał dalej.

Dla mnie bomba to nic nowego, łapałam takie niejednokrotnie. Nawet podczas ostatniej Kaszeberundy na 23 kilometrze czyli przed I punktem w Borsku miałam "żóltą chorągiewkę". Spadek mocy, spadek chęci, spadek nastroju = brak glukozy, wypalony glikogen. Wystarczyło się zatrzymać, wchłonać jakieś węgle i pojechać dalej niedopuszczając do tego, aby ta "bomba" się pojawiła.
« Ostatnia zmiana: Czerwca 16, 2024, 07:14:08 pm wysłana przez natalka »

miki11

  • wyczynowiec na poziomie
  • ****
  • Wiadomości: 365
  • M5 / Speedliner 'Blue Glide'
Odp: Pierwsza moja poziomka
« Odpowiedź #171 dnia: Czerwca 16, 2024, 07:32:09 pm »
@natalka, już to kiedyś tu liczyłem, ale chętnie krótko powtórzę. Mam w holenderskim trekingu silnik przekładniowy 250W/36V użytkowany na 48V, gdzie osiąga około 350W. Silnik waży 3kg, akumulatory 630Wh (ok.14,4Ah) 9kg, do tego aluminiowa skrzynka w ramę, dodatkowe przewody, kostki, kontroler, sterownik - razem do 16kg roweru dochodzi 16kg "elektryki". Taka jest praktyka. Tym zestawem przejechałem ok. 9 tys. km w ciągu 3 lat. Rower ma tylko system PAS w pedałach, zero manetki. Zasięg na tym silniku można oszacować na 90-100km przy aktywnym deptaniu pedałów (przy jeździe asfaltowej - w teren staram się nie zapuszczać). Dodatkowo moje akumulatory są wykonane w technologii pozwalającej na ładowanie prądem nawet do 4C. Ja ładuję prądem 17-18A i po godzinie znowu jestem pełny. Takie było moje pierwotne założenie: rower na dłuższe asfaltowe trasy, takie do 180-200km. I sam sprzęt to wytrzyma. Słabym punktem okazał się rowerzysta :-) A ściślej: 4 litery, kręgosłup, nadgarstki i kręgi szyjne.

Dlatego pomyślałem o poziomce, także elektrycznej. Ona (już to czuję) pozwala mi jeździć bez takich problemów w kręgosłupem i innymi częściami ciała. Początkowo chciałem to zrobić książkowo, czyli jak trasa, to silnik bez przekładni, a te zaczynają się od 1000W. Wbrew pozorom nie chodzi o ściganie, tylko o ekonomiczną i długowieczną pracę silnika - jak już się rozbujasz do tych 30km/h (średnio), możesz tak lecieć bez wyraźnie większego poboru prądu. Przyjąłem, że zamiast 90-100km, energii wystarczy na 70-80km. A może na więcej. Ten silnik zapleciony we wzmocnioną obręcz, ze szprychami o średnicy 2,3mm waży ok. 7,5kg. To było moje teoretyczne, początkowe "rozdanie".

Po przejechaniu tych wszystkim kilometrów sądzę dalej, że ten mniejszy silnik przekładniowy mógłby być jednak przydatny na podjazdach. Niemniej konstrukcja M5 nie wydaje się być przygotowana na dołożenie ok. 12kg masy (w tym dodatkowe 3kg w tylne koło). Z drugiej strony znam wiele rowerów, które mają z tyłu koło 26" z tym cięższym silnikiem (a nawet jeszcze większe). Oczywiście w pewnym momencie użytkownik sam się orientuje, że przesadził z mocą i wagą. Ale 1000W mocy nominalnej nie oznacza 1000W użytkowanych (czyli sama manetka i rura).

Sądzę, że po rozwiązaniu tematu kufra zrobię sobie dwie opcje: napęd analogowy oraz drugi zestaw elektryczny (koło z silnikiem przekładniowym 350W, wiązki przewodów, sterownik, ekran ze sterowaniem. To jest dość łatwe do wyobrażenia, w zasadzie wystarczy wyjąć akumulatory i wymienić tylne koło na analogowe i wracasz do postaci "czystego" roweru :-) Sam sterownik, wiązki, czujnik PAS i ekran sterujący ważą pewnie ok. kilograma. Natomiast na razie odsunąłem pomysł wkładania tego cięższego silnika. A więc dokładam ok. 12kg. A tyle planuję na pewno oddać z masy własnej i tu się koło zamyka :-) Oczywiście wiem, że zmienia się charakter jazdy, charakterystyka prowadzenia roweru, nawet jego transport pionowo w windzie, czy wjeżdżanie po schodach na półpiętro będzie trudniejsze. Mój pionowy treking pomaga mi silnikiem, ma taki tryb pieszego (6km/h), który wspomaga przy pokonywaniu tych schodów. Nie wiem, czy poziom da się tak samo zorganizować.

Na lokalnych, analogowych objazdach dookoła komina radość jest znakomita, jednocześnie wiem, że trasy rzędu 150-180km jeszcze dość długo raczej nie przelecę bez wspomagania. I to są moje dylematy. Na razie nieźle się bawię i odkładam moment zmian w rowerze.

Przy okazji pytanko: czym wyganiacie zakwasy w okolicach kolan (przednia strona, nad rzepką)?
« Ostatnia zmiana: Czerwca 16, 2024, 07:50:09 pm wysłana przez miki11 »

Jacekddd

  • całkiem inny wariat
  • *****
  • Wiadomości: 786
Odp: Pierwsza moja poziomka
« Odpowiedź #172 dnia: Czerwca 16, 2024, 08:02:52 pm »
miki11, wszystko ładnie pieknie, ale ale...
Czy taki silnik waży? Jeśli tak, to ile wazy koło z silnikiem?

Za mało szczegółow, ale to mi wygląda na klasyczną "bombę". Zjadł za mało węglowodanów albo wcale, nie zjadł odpowiednio szybko posiłku, albo po prostu przesadził z olbrzymim wysiłkiem.
Nie wiemy:
+ w jakiej kondycji był ów rowerzysta (i ile miał najechane kilometrów w danym roku przed tą wycieczką)
+ w jakim zdrowiu
+ ile jadł
+ jaki miał rower
+ na jakim dystansie jechaliście
+ jakie i kiedy mieliście posiłki
Etc.

Na pewnym Pięknym Zachodzie byłam świadkiem kiedy na punkt przyjechał jeden z zawodników biorących udział w imprezie. Był delikatnie mówiąc... Zniszczony. Przez samego siebie. Słaniał się na nogach. Od razu wiedziałam, że to klasyczna bomba. Organizatorzy chcieli go wycofać z zawodów, ktoś wezwał karetkę a ratownicy stwierdzili że wszystko w porządku. Mniej więcej godzinę później najedzony i nawodniony zawodnik podpisał oświadczenie, że jedzie dalej na własną odpowiedzialność i... pojechał dalej.

Dla mnie bomba to nic nowego, łapałam takie niejednokrotnie. Nawet podczas ostatniej Kaszeberundy na 23 kilometrze czyli przed I punktem w Borsku miałam "żóltą chorągiewkę". Spadek mocy, spadek chęci, spadek nastroju = brak glukozy, wypalony glikogen. Wystarczyło się zatrzymać, wchłonać jakieś węgle i pojechać dalej niedopuszczając do tego, aby ta "bomba" się pojawiła.

Silnik - ehh..

http://jacekddd.bikestats.pl/609326,Las-Wolski-Cholerzyn-Kleszczow-Puszcza-Dulowska-Las-Podgorze-Zamek-Lipowiec-powrot.html

Po ok 60km w terenie był postój i coś tam jedzone a potem ok 100km był ten właśnie efekt. Jechaliśmy dobrze. Objechaliśmy wszystkie miejscówki włącznie z Wąwozem Kochanowskim, który wtedy był na granicy pokonania rowerem mtb. To był listopad więc mieliśmy prawie cały sezon za sobą, kondycję mieliśmy zbliżoną, ja miałem wtedy w sezonie 6.7kkm z tego duża część w terenie. To tak jakbym w tym roku zrobił Questem 10-12tys km ale rytm jazdy inny, wiadomo teren.

Chodzi mi o to, że na przykładzie Mikiego poziomym rowerem nie ma tej bariery odporności na obciążenia ze zwykłego roweru i można od startu dużo jeździć bez konsekwencji tylko jak zawsze trzeba nabierać małą łyżeczką żeby nie przegiąć. Niemniej krzywa przyswojenia jest łagodna a nie zabójcza.
Przydało by się tylko nie wariować i sobie nie dołożyć jakiegoś szalonego celu typu, chcę zrobić kondycję i zrzucić i nie jeść. Zabójczy miks. Dużo zdrowia nam wszystkim.

Quest XS 20kkm; 11 Podróży 6379Km; Bieganie;
http://www.sports-tracker.com/view_profile/jacekddd

miki11

  • wyczynowiec na poziomie
  • ****
  • Wiadomości: 365
  • M5 / Speedliner 'Blue Glide'
Odp: Pierwsza moja poziomka
« Odpowiedź #173 dnia: Czerwca 16, 2024, 10:50:16 pm »
@Jacekddd, spokojnie, aż tak się nie głodzę :-) Ale miło by było znowu ujrzeć dwie cyfry. A jestem już niby blisko. Jeszcze nie za miesiąc, bo każdy kolejny kilogram schodzi wolniej, ale jednak schodzi. Takie szybsze odchudzanie już raz w życiu przeszedłem, w 7 miesięcy 17kg. Jednak kosztem nieplanowanych skurczów mięśni (bez ćwiczenia mięśni), itd. Tym razem wersja light'owa, póki co nie odczuwam przykrych skutków. W tej kategorii tematów obecnie szukam metody szybszej regeneracji. W czasach elektrycznego trekingu po wykonaniu np. 80km jednym rzutem miałem 1-2 dni przerwy na leczenie ran :-) Cztery litery, kręgosłup, nadgarstki, no i trochę zakwasy. Na M5 widzę, że (poza zakwasami) mogę następnego dnia spokojnie siadać i jechać dalej. Generalnie mogę jechać, choć może czasem nogi jakby miękkie. Ale to jest, że zaryzykuję cytat, dobra zmiana :-)
« Ostatnia zmiana: Czerwca 16, 2024, 10:56:11 pm wysłana przez miki11 »

hansglopke

  • całkiem inny wariat
  • *****
  • Wiadomości: 2308
  • Zduńska Wola
Odp: Pierwsza moja poziomka
« Odpowiedź #174 dnia: Czerwca 17, 2024, 12:40:52 pm »
Z tym odcinaniem to najlepiej zapytać dietetyka.
Kiedyś jadąc rowerem jadłem co 2 godziny. Odcinało. Zmieniłem dietę. Ostatnio jadąc z sakwami pierwszy posiłek po 8-9 godzinach, drugi i ostatni wypadł po przejechaniu ok 200km. Była też kawa ok 12 w południe.
"Tak to już jest, że najszybciej zwraca na siebie uwagę idiota." - CK Dezerterzy

"Na pionowcu boli tyłek, plecy i w ogóle wykańczająca i niewygodna pozycja jest..." - Mototramp


miki11

  • wyczynowiec na poziomie
  • ****
  • Wiadomości: 365
  • M5 / Speedliner 'Blue Glide'
Odp: Pierwsza moja poziomka
« Odpowiedź #175 dnia: Czerwca 17, 2024, 04:52:27 pm »
Z tym jedzeniem na trasie każdy gada inaczej. Zielony F16 na swoim kanale zachęca, żeby zacząć podjadać już po 30 minutach kręcenia. Ja zbyt daleko nie latam, ale za to jeżdżę wolniej :-) przez co czasem te 3-4 godziny spokojnie sobie kręcę bez posiłku. Ważne jest chyba poprawne zjedzenie przed wyjazdem.

natalka

  • wyczynowiec na poziomie
  • ****
  • Wiadomości: 312
Odp: Pierwsza moja poziomka
« Odpowiedź #176 dnia: Czerwca 17, 2024, 07:20:25 pm »
Jacekddd - skoro to był listopad to pewnie było już zimno, gość spalił wszystkie rezerwy, a że zrobiło się zimno, to Organizm odciął mięśnie aby zachować energię na ogrzewanie.

Szajbajk wspominał o 40-45 minutach?
To wszystko zależy od tego co się je na co dzień, jak na to reaguje Organizm i jakie zapasy mamy zmagazynowane.
Warto opierać się na własnych obserwacjach.
A i pamiętajmy o warunkach - inaczej się odczuwa odcinanie kiedy jest chłodno lub zimno, a inaczej kiedy jest gorąco.

Chris

  • wyczynowiec na poziomie
  • ****
  • Wiadomości: 349
    • Mój kanał na YouTube
Odp: Pierwsza moja poziomka
« Odpowiedź #177 dnia: Czerwca 17, 2024, 07:36:09 pm »
Tak ja mówi natalka trzeba siebie obserwować i własny organizm bo każdy jest inny i inaczej reaguje.
Nie ma uniwersalnych reakcji.

Ja jak mam pakować jakieś żarcie na rower to już mnie nerwy biorą.
Na 80 km trasie pierwszy i jedyny posiłek wlatuje po 40 km w lokalnym sklepie, gdzie "ląduje" sporo kolarzy (sklep jest otwarty w niedzielę) i ta część izotonika, której nie wypiję ląduje w bidonie.

Łącznie mam 3 postoje, 30 km na siku i wyprostowanie gnatów, 40 na posiłek i picie, 50 na siku i picie a potem rura do domu.
I to jest taki mój "królewski dystans", na którym czuję się dobrze i nawet jak pocisnę dobrze to nie wracam do domu zaorany jak po stówce.

Niestety mam manię jeżdżenia w pełnym słońcu. Jestem jak jaszczurka, muszę mieć słońce bo inaczej nie wyjdę z domu  ;)
Potem wracam do domu poparzony i z wypalonymi ciuchami i kaskiem po jednym sezonie  ;D

Co do budowy kufra możesz tutaj znaleźć jakieś cenne wskazówki tylko akurat tutaj Marco buduje owiewkę
https://www.youtube.com/watch?v=cYbLr589UXA
« Ostatnia zmiana: Czerwca 17, 2024, 07:50:45 pm wysłana przez Chris »
"Nie da, to się wejść krokiem defiladowym po schodach"

szydziu

  • całkiem inny wariat
  • *****
  • Wiadomości: 1709
    • Pilskie Bractwo Turystyki Rowerowej.
Odp: Pierwsza moja poziomka
« Odpowiedź #178 dnia: Czerwca 17, 2024, 08:22:01 pm »

Nie ma uniwersalnych reakcji.

Dlatego ja jeżdżę i żre non stoper :)
Ktoś potrzebuje przyczepę kempingową?


https://youtu.be/b-T87-Vb9a8

Jacekddd

  • całkiem inny wariat
  • *****
  • Wiadomości: 786
Odp: Pierwsza moja poziomka
« Odpowiedź #179 dnia: Czerwca 18, 2024, 12:43:37 am »
, spokojnie, aż tak się nie głodzę :-) Ale miło by było znowu ujrzeć dwie cyfry. A jestem już niby blisko. Jeszcze nie za miesiąc, bo każdy kolejny kilogram schodzi wolniej, ale jednak schodzi.
...
Generalnie mogę jechać, choć może czasem nogi jakby miękkie. Ale to jest, że zaryzykuję cytat, dobra zmiana :-)

Powodzenia. Nawijania km na koła. Masa to siła.

Z tym odcinaniem to najlepiej zapytać dietetyka.
Kiedyś jadąc rowerem jadłem co 2 godziny. Odcinało. Zmieniłem dietę. Ostatnio jadąc z sakwami pierwszy posiłek po 8-9 godzinach, drugi i ostatni wypadł po przejechaniu ok 200km. Była też kawa ok 12 w południe.

No to brzmi jakbyś miał już dobrze rozbudowany metabolizm tłuszczy a do tego dobrze wypracowany rytm w długotrwałej wytrzymałościowej jeździe. To po tych 8-9h to ile km ? jaka droga ?

Jacekddd - skoro to był listopad to pewnie było już zimno, gość spalił wszystkie rezerwy, a że zrobiło się zimno, to Organizm odciął mięśnie aby zachować energię na ogrzewanie.

Szajbajk wspominał o 40-45 minutach?
To wszystko zależy od tego co się je na co dzień, jak na to reaguje Organizm i jakie zapasy mamy zmagazynowane.
Warto opierać się na własnych obserwacjach.
...

Nie było zimno, pamiętam, że dopiero jak się położył to zacząłem się zastanawiać czy jak dłużej poleży to nie wejdzie jeszcze hipotermia na zmęczeniu ale nie było tego.

Te przyzwyczajenia też uważam, że mają duże znaczenie.

.....
Ja jak mam pakować jakieś żarcie na rower to już mnie nerwy biorą.
Na 80 km trasie pierwszy i jedyny posiłek wlatuje po 40 km w lokalnym sklepie, gdzie "ląduje" sporo kolarzy (sklep jest otwarty w niedzielę) i ta część izotonika, której nie wypiję ląduje w bidonie.

Łącznie mam 3 postoje, 30 km na siku i wyprostowanie gnatów, 40 na posiłek i picie, 50 na siku i picie a potem rura do domu.
I to jest taki mój "królewski dystans", na którym czuję się dobrze i nawet jak pocisnę dobrze to nie wracam do domu zaorany jak po stówce.

Niestety mam manię jeżdżenia w pełnym słońcu. Jestem jak jaszczurka, muszę mieć słońce bo inaczej nie wyjdę z domu  ;)
Potem wracam do domu poparzony i z wypalonymi ciuchami i kaskiem po jednym sezonie  ;D
.....

Dystans i postoje to kombinacja poziomu wysiłku i adaptacji w granicach.

Miałem sporo takich akcji ze smażalnią na podjeździe. Kombinacja długiego stromego podjazdu, wiatr w plecy, słońce w twarz. Zdjąłem HRT (dach) i trzymałem rękę zasłaniając się od słońca. No formalnie można się było zagotować. I tak 240m w pionie na raz jakoś a do tego jeszcze kilka razy ponad 100m.
Ja się z tym dobrze czuję ale jak sobie pomyślę, że ludzie od tego potrafią zejść z tego świata to jestem trochę ostrożny. Ekstra piję, nawet się zdarza, że się polewam jak długa trasa. Na szczęście jest fizyka i geografia, które niezmiennie po długich podjazdach wyprowadzają na takie wysokości gdzie temperatura spada i wiatr się nasila. Myślałem, że w velo będzie pod tym względem znacznie gorzej niż jest na prawdę.
 

Nie ma uniwersalnych reakcji.

Dlatego ja jeżdżę i żre non stoper :)

Bingo.

Bukłak 2L wystarcza mi na jakieś 3h a potem trzeba dotankować. Jak nie jem przez ten czas nic się jeszcze nie dzieje ale potem organizm zaczyna słabnąć. Dodatkowo jak jest gorąco, i/lub podjazdy to trzeba pić dużo a to blokuje jedzenie do pewnego stopnia dlatego bywa, że staję na jakiejś stacji co 3h i jem do pełna żeby nie zrzucić jak Miki ;-) za dużo tak jak wtedy jak jechałem z Holandii gdzie mi w 9dni jakoś 6kg chyba ubyło bo głównie piłem co blokowało jedzenie.
Trzeciego dnia po 200km dziennie to już imho trzeba dokładnie tak jak @szydziu napisał to jest jakaś saszetka i co chwila coś skubnąć bo to już >10 tys kCal czyli liczone w kilogramach zaczerpnięcie z zapasów.

Quest XS 20kkm; 11 Podróży 6379Km; Bieganie;
http://www.sports-tracker.com/view_profile/jacekddd