Witam,
w lipcu wybraliśmy się z Wiesią i naszymi chłopakami (8 i 4 lata) na 6 dniowy wyjazd z sakwami wokół Białegostoku. Punktem wyjścia był przewodnik po podlaskim odcinku Green Velo, zmodyfikowany pod kątem atrakcji dla naszych chłopaków. Poniżej relacja. Na razie z braku czasu dwa dni - jeśli wyda się wam warta uwagi zrobię kolejne
.
NIEDZIELA - zwiedzamy Białystok
nocujemy u znajomych w okolicy słynnej bomby w związku z czym rano ruszamy do miasta i musimy tam zostać do wieczora
. Okazuje się, że centrum jest naprawdę ładne i przyjemne. Ludzi sporo, ale nie ma tłumu - akuratnie
. Korzystamy z okazji niedzielnego oprowadzania przez przewodników PTTK i zwiedzamy pałac ślubów a jednocześnie siedzibę prezydenta miasta
Przypadkiem uczestniczymy w uroczystym złożeniu kwiatów pod pomnikiem Piłsudskiego.
Pałac Branickich od strony ogrodów w stylu Wersalu.
Siedziba opery z tarasem widokowym - uwaga praktyczna: bilety na taras widokowy są w kasie na dole gdzieś w okolicach wejścia głównego a wejście na taras i bileter 5 minut dalej - chcieliśmy wejść, ale zrezygnowaliśmy - nie chciało nam sie wracać i znowu zasuwać po schodach na górę.
Jako miejsc posiłku polecamy Astorię w centrum przy katedrze: niby bar, ale schludnie, tanio i smacznie. Sporo ludzi, którzy przychodzą tam na rodzinne obiady.
PONIEDZIAŁEK - Białystok - Waniewo - Tykocin - Knyszyn
Ruszamy rano pełni zapału - pogoda dopisuje, choć okaże się, że słońce da nam się poważnie we znaki.
Pierwszy postój to Muzeum Przyrodnicze w kampusie uniwersytetu. Mało reklamowane miejsce, które bardzo gorąco polecam: 1000 m2 ekspozycji w ok 10 tematycznych salach. Oprócz imponującej kolekcji zwierząt można zobaczyć: minerały, skamieliny, żywe gady, ryby i płazy oraz pokój Prezydenta Kaczorowskiego (pochodził z Białegostoku). Co ważne są osoby, które ciekawie opowiadają o eksponatach - spędziliśmy tam ponad 2 godziny zupełnie tego nie odczuwając.
Krótka wycieczka po kampusie - spotykamy tu lokalnego "sakwiarza", z którym długo rozmawiamy o Białymstoku. Dowiadujemy się m.in., że budynek opery, kampusu i... Bibliotekę Uniwersytetu Warszawskiego projektował ten sam architekt: przeczucie, że gdzieś to już widziałem staje się jasne
.
Białystok to miasto przyjazne rowerzystom: przez całe miasto jedziemy ASFALTOWYMI ścieżkami - dla mnie bomba. Spostrzeżenie: cerkwie są tutaj tak normalne jak kościoły gotyckie na terenach Warmii i Mazur. Ta estetyka bardzo nam pasuje i cieszy nasze oko. Niestety do większości z cerkwii nie można wejść, a szkoda bo w środku też jest przepięknie sądząc po tym co udało nam się później zobaczyć.
Nadal w Białymstoku - małe co nieco w cieniu - słońce daje się nam coraz badziej we znaki.
Za miastem wjeżdżamy na Green Velo
"Szubienica" - miejsce straceń w postańców styczniowych.
Trasę Green Velo do Tykocina zmodyfikowaliśmy jadąc do Waniewa i Śliwna żeby pokonać kładkę i mosty przez Narew - dla dzieci jest to niesamowita frajda - nasi jak to zobaczyli od razu odzyskali energię
.
Uwaga praktyczna: byliśmy pewni, że po drodze będą sklepy więc woda w bidonach miała wystarczyć. Niestety pierwszy sklep za Białymstokiem był... w Tykocinie, czyli po 40km - warto o tym pamiętać jadąc tam z małymi dziećmi. Na szczęście dobrzy ludzie w mijanych miejscowościach chętnie dzieli się wodą.
Druga niespodzianka to pęknięta obręcz w przednim kole mojego roweru po 2 km za kładką - jakiś pech mnie prześladuje - rok temu dzień przed wyjazdem wzdłuż Bałtyku pękła mi obręcz w tylnym kole więc nauczony doświadczeniem sprawdzałem stan obręczy i wszystko było ok. Na szczęście przy pomocy szwagra i kolegów z pracy we wtorek rano obręcz z mojego garażu miała przesyłką konduktorską dojechać do Białegostoku, a póki co przełożyłem koło do Wiesi roweru i tyle co się dało spuściłem powietrze licząc, że wytrzyma 50km zanim zmienię je na nowe. Jako wadę 20" dopisuję szybsze zużywanie obręczy w stosunku do 26".
Do Tykocina dojechaliśmy ok 18.00 - zmęczeni upałem, na oparach wody - w pierwszym napotkanym sklepie zatankowaliśmy i siły wróciły na tyle, żeby gdzieś poszukać obiadu - na zwiedzanie nie mieliśmy ani sił ani czasu
. Autochtoni polecili nam "Tawernę rzeczną" - kartacze, pierogi czyli to co lubimy
. Polecam tę klimatyczną knajpkę.
Zrobiło się późno, a przed nami jeszcze 20 km więc tylko fotka z zamkiem w tle i ruszymy w stronę noclegu w Knyszynie. Tak naprawdę zamek to replika wybudowana przez białystockiego dewelopera podobno na podstawie znalezionych planów oryginału. Zauważyliśmy, że pojawia się kolejne skrzydło zamku.
Na nocleg dojechaliśmy po zachodzie słońca. Miejsce urokliwe, właściciele bardzo życzliwi i po prostu normalni - gadaliśmy pewnie ponad godzinę, a nasi młodzi ćwiczyli w tym czasie tyrolkę, trampolinę i truskawki z pobliskiego pola.
Przebieg trasy, profil i więcej zdjęć z poszczególnych miejsc można znaleźć tutaj (
https://ridewithgps.com/trips/15959174#)
WTOREK Knyszyn - Białystok - Supraśl
https://ridewithgps.com/trips/15974369prognoza pogody zapowiada deszcze i burze od 14.00 do 22.00 tak więc ruszamy o 7.30 żeby do Supraśla dojechać ok 14.00 - chłopaki nie prostestują tylko proszą o możliwość pojeżdżenia na tyrolce
.
W Knyszynie fotka pod pomnikiem króla Zygmunta Augusta
Odwiedzamy też naszych gospodarzy. Dygresja: wczoraj Maciek narzekał na bolące siedzenie - nie dziwię się mu, raz w życiu przejechałem na pionie 100 km i pamiętam ból tyłka do dzisiaj choć minęło prawie 30 lat. Obiecałem mu zakup spodenek z pampersem w Białymstoku, ale dostaliśmy je w prezencie od właścicieli domku po ich najmłodszym synu - są dobrzy ludzie na tym świecie
.
Jedziemy w stronę Białegostoku szutrówką. Początek jest kiepski: tarka, która na szczęście po ok 500m tarka odbija w lewo, a my jedziemy dobrym ubitym duktem przez las. Zaczynają się górki
- zawsze myślałem, że te okolice są płaskie, aż 2 lata temu jadąc wschodnią ścianą Polski przekonałem się, że pofalowanie tutejszego terenu jest podobne jak na Mazurach. Wiesi i Maćkowi o tym wcześniej nie wspominałem, żeby morale było wysokie
.
Pierwszy, krótki postój to
gospodarstwo krasnoludków. "Krótki" czyli prawie 3 godziny
. Znalazłem je w internecie i miała to być taki przerywnik na 15 minut, a okazało się miejscem wymarzonym dla dzieci, które lubią klimaty typu: chodzimy boso, błoto jest OK, łapanie żab jest lepsze niż zbliżająca się lekcja angielskiego - Maciek i Mikołaj poczuli się jak ryby w wodzie. Właścicielka jak nas zobaczyła od razu zaproponowała kawę, ciasto - śniadanie (chłopaki zgłodnieli). Następnie chłopaków wysłała do rówieśników a z nami zaczeła rozmawiać, pytać, opowiadać.
Scenka:
- Ciociu możemy iść popływać? (do właścicielki)
- Ale za 10 minut macie angielski... a w sumie po południu ma padać to idzcie pływać, angielski może poczekać.
Ruszam dalej bo robi się późno a w perspektywie burze. Jedziemy w skwarze więc co jakiś czas lody lub picie i w końcu docieramy do Białegostoku gdzie odbieram koło. Pęknięcie powiekszyło się z ok 4cm do 7cm ale koło dało radę. Hura!!! Chmury się zbierają, spada drobny deszczyk ale jest parno. Po drodze zrezygnowaliśmy z parku rozrywyki w Fastach - krasnoludki górą
.
Ruszamy do Supraśla jest 13.00 - zostało ok 13km więc mamy nadzieję zdążyć. Ścigamy się z burzą słysząc ją za plecami. 3 km przed Supraślem dogania nas wiekszy deszcz. Chcemy go przeczekać na przystanku
ale po 20 minutach stwierdzamy, że za chwilę może być gorzej i jedziemy na nocleg. To była dobra decyzja - 20 minut po dojechaniu rozpętała się burza, która trwała do ok 19.00
Chcemy jeszcze zobaczyć muzeum ikon więc idziemy w burzy do centrum - strumienie wody płyna po ulicach - to też atrakcja dla młodych: można bezkarnie pochodzić na boso
.
Do muzeum docieramy lekko spóźnieni (ostatnie wejście o 16.00) ale Pani wpuszcza nas i dobijamy do grupy. Muzeum polecam, zarówno z powodu organizacji ekspozycji (wnętrza, światło, dźwięk) jak i kompetencji przewodnika i chęci opowiadania. Na pewno chcę tu przyjechać jeszcze raz. Po kilku minutach gaśnie swiatło - w pierwszej chwili myślę, że tak ma być, ala zaczynają piszczeć UPS'y. Przewodnik mówi, że normalnie musielibyśmy się ewakuować, ale jest burza więc proponuje poczekać bo może włączą światło - radzimy sobie latarkami w telefonach: Polak potrafi
. Po 10 minutach prąd wraca i kończymy zwiedzanie.
Święty Mikołaj - patron tych, którzy nie mają patrona, np. złodzieji
.
Szukamy obiadu: jest 17.30 a od rana jedziemy na lodach, piciu i płatkach na mleku u krasnoludków. Szukamy kiszki ziemniaczanej. Pierwsza knajpa: pudło. Wracamy do małego baru. Trafiony i to jak: to bar mistrzyni świata w pieczeniu kiszki z któregoś tam roku
. Kiszka ... 25 lat szukałem tego smaku z Sejn i w końcu go znalazłem ponownie... nastroj trochę psują plastikowe talerzyki i widelce, ale mimo to chcemy tu jeszcze przyjechać samochodem w sobotę wieczorem na zakończenie naszego wypadu.
Wracamy na nocleg - zmęczeni ale najedzeni i szczęśliwi
.