Dzięki uprzejmości kolegi z forum mamy autentyczne pomiary "co daje owiewka" na rowerze poziomym. 27 km/h bez owiewki i w tej samej kondycji 32 km/h z owiewką. Z tym że ważna uwaga: kolega nie jest sportowcem (ani z tego co wiem to też nie był w przeszłości), nie jest też żadnym "cichym wyczynowcem". Po prostu jeździ. "Nie żyłuje się" - dosłownie i w przenośni. Mogę go też poprosić o zdjęcie łydek.... bo... (czytajcie dalej).

A teraz ... kolarze. Dla zawodowych kolarzy na "tradycyjnych" kolarkach 32 km/h to pestka. Oni prują jak wściekli spokojnie 40 km/h. Dla nich 32 km/h jest śmieszne. Będą się uśmiechać i będą drwić. Ok. Fajnie. Tylko że ... żeby tyle jechać na rowerze tradycyjnym (owe 40 km/h) znaczy że trzeba się żyłować, mieć plan treningowy, trzymać dietę, słuchać trenera, ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. A najbardziej w du.ę na tradycyjnych kolarkach dostają ludzie na owych "słynnych" "podjazdach" którymi się później wierni naśladowcy "podniecają" gdy patrzą na zawody (oraz gdy sami się ścigają). Liczą się tylko "szybcy i wściekli". Ale ale... Nie zapominajmy że zawodowe kolarstwo kosztuje. Kosztuje, kosztuje. I to kosztuje całkiem sporo. Pomijam kraksy na zawodach, dopingi, bardzo kiepską amortyzację na minimalistycznym siodełku. Do rzeczy: gdy się "przegina pałę" - co się bardzo często "tradycyjnym" kolarzom zdarza - to są potem skutki na zdrowiu. Jakie? Takie jak na zdjęciu poniżej. I to zdjęcie poniżej nie jest jeszcze w tym temacie wcale takie "jaskrawe" - bo niektórzy pewnie się oburzą po co takie rzeczy pokazuję - no właśnie gwarantuję wszystkim wyczynowym tradycjonalistom że są jeszcze bardziej jaskrawe przypadki żylaków u kolarzy tradycyjnych. Wybrałem w miarę "łagodny przykład". I to jest właśnie "żyłowanie się w imię osiągów". Jak ktoś twierdzi że tradycyjne kolarki są szybkie to proszę następnym razem podawać też cenę owej szybkości. I wtedy jest pełny obraz. To tak dla równowagi, bo nie rozumiem dlaczego wszędzie ludzie mają prawo pisać że są problemy z krążeniem na rowerze poziomym. Ja nie mam problemów. Ale ktoś puszcza famę i zniechęca ludzi. Skoro tak postępujemy, to są też problemy z żylakami na tradycyjnych rowerach. Klin wybija się klinem.

Hmmmmm... Założyłbym nawet oddzielny wątek o zdrowiu/ wpływie jazdy rowerem na zdrowie - ale mi się nie chce... Napiszę nieprzypadkowo coś więcej właśnie tutaj.
Pamiętam jak kiedyś (około 10 lat temu jak byłem w szkole średniej) czytając o rowerach poziomych "straszyli" wciąż "pseudo-specjaliści" problemem z krążeniem krwi na rowerze poziomym - halo, halo!!! Przecież to zależy jak wysoko są korby (np. korby 30 cm powyżej siodła to przesada, wystarczy 10 cm - i wciąż też jest poziomo!!!) oraz zależy jak dużo mamy zmian miażdżycowych tętnic oraz jak bardzo mamy niedokrwione serce z tłustej kuchni. A "pseudo-specjaliści" straszyli tak, jakby problem dotyczył WSZYSTKICH ludzi i WSZYSTKICH rowerów poziomych. Co okazuje się nieprawdą. Mam rower poziomy już rok czasu i nie mam problemów ze zdrowiem (czy z krążeniem) z tego powodu że jeżdżę tym rowerem poziomym. Problemy biorą się skądinąd. I bardzo wielkim pomyleniem jest nazywanie rowerów poziomych "przyczyną" słabego krążenia (zakładając że korby są max. 10 cm powyżej siodła). To jest tak samo jak kiedyś ludzie szukali raka w kuchence mikrofalowej albo w gumie do żucia "Turbo" (kuchenka mikrofalowa i guma Turbo miały rzekomo powodować raka). Jak ktoś na rowerze poziomym ma ----> w ustawieniu korb 10 cm powyżej siodła ----> problem z krążeniem krwi to znaczy że ma już kiepskie zdrowie i pora wreszcie o siebie zadbać/ zmienić dietę/ mniej jeździć samochodem/ zażywać więcej ruchu/ zacząć ćwiczyć. Zwalanie "winy" na rowery poziome i mówienie że powodują kiepskie krążenie to nieporozumienie. To nie rowery wywołują ten efekt. Efekt kiepskiego krążenia to głównie ... kuchnia. To miażdżyca tętnic, a ściślej: miażdżyca kończyn dolnych. Są ludzie którzy do długotrwałego wysiłku nie mogą używać nóg (długie biegi, długie marsze, długodystansowe chody, kolarstwo) bo mają miażdżycę kończyn dolnych. Sam kiedyś nie mogłem przebiegnąć 1 km w czasie poniżej 5 minut. A w mojej kuchni królowały wtedy rosoły, schabowe, sosy, wędliny, frytki, parówki, zupy na śmietanie, ziemniaki z masłem. No i co? Zmieniłem dietę - jem bardziej umiarkowanie i nie mam problemów z krążeniem, nie nadużywam również soli. Od razu zaznaczam że nie mam wcale diety Kenijczyka Noah Ngeny.