Vici nie będzie.
Spieprzyłem akcję i to podwójnie.
1. Przetrenowanie wynikające z wycieczki sprzed tygodnia, notabene po części śladami Kaszebe Rundy - brak zregenerowania sił. To nie ma się co rozpisywać w ogóle. Dałem plamę.
A jakby tego było mało, w czwartek wieczorem zapakowany na full przejechałem z Tczewa do Kościerzyny. W czasie o którym wstyd wspominać nawet i nie wiedziałem co się właściwie dzieje, że tak wolno jadę nawet na prostej. Czyli dotrenowałem się ile się dało i powinienem mieć jeszcze z tydzień odpoczynku.
2. Dopiero wczoraj wyszło CO mnie tak zwalniało w drodze z Tczewa do Kościerzyny. Otóz musiałem rower odstawić gdzieś w trawę/pod drzewo - i wówczas przerzutka z łańcuchem "wessała" sobie w obieg kawał badyla czy kilka badyli, które zaczęły być mielone przez napęd, ale spora ich część została w samej przerzutce...
A że wcześniej dłubałem przy przerzutce, wsadzałem nową linkę etc - więc musiałem regulację przeprowadzić jeszcze raz. Chyba tuż przed 100 kilometrem

Dopiero po 173km ustawiłem ponownie mniejszy blat i dopiero wtedy zaczęło się jako tako jechać po górkach.
Jakby tego było mało - wybrałem wspaniałem krótkie spodenki, które trąc wyszlifowały mi wewnętrzną część uda.
Byłem przygotowany ale gdyby mnie nie wzięło na wycieczkę i na dojazd z Tczewa do Kościerzyny na rowerze - pewnie by mi poszłoz nacznie lepiej. A tak w tej chwili nie mogę patrzeć na rower i mam serdecznie dosyć.
A miało być tak pięknie...
