Wszystkie przypadki na pionach z młodzieńczych lat:)
Jadę na MTB kolegi. Z górki rozpędzam się - 59,60,59,60,59! I nagle zapatrzony w licznik nie dostrzegam zakrętu! Zanim zacząłem hamować, przednie koło spotkało się z krawężnikiem, a ja przeleciałem szczęśliwie obok słupa:) Strat w sprzęcie nie było, o dziwo. Osobiście trochę się przytarłem, ale niegroźnie.
Jadę w nocy (mea culpa! - bez świateł), po asfalcie. Nie za bardzo widać było granicę jezdni, a przy tym, przyznaję, lekko przydżumiony byłem, bo wracałem z imprezy. Lot przez kierownicę. Rower cały. Hm... Bark jakoś dziwnie wystaje... Okazało się że zerwałem więzadło.
Jadę na Jubilacie za autobusem w strumieniu powietrza. A potem pamiętam, że mnie niosą do ambulansu. Dość mocno pozdzierana twarz. Spędziłem w szpitalu jakiś tydzień. Ale blizn nie ma. Strat w sprzęcie też.