Zaczyna się jak zwykle. Czyli tak.
Jadę sobie jadę.
No bo jak ma się zaczynać?
Ścieszka z czerwonej kostki przy parkanie, a po prawej chodnik z szarej kostki. Tylko kolory rozgraniczają obydwa ciągi.
Jadę tak, że chodnik mam po prawej, a po lewej parkan. (Spójnia [WAW])
Przy parkanie kałuża zajmująca 3/4 ścieżki (czyli moja część sucha), a z naprzeciwka "sportowiec" ,który jak to storm mawia, sprawdza, czy coś się nie dzieje z jego przednim kołem - raczej mnie nie widzi.
Zjeżdżam na chodnik (czyli na prawo) i w tym momencie sportsmen zadziera głowę i wpada na genialny pomysł, aby ominąć mnie z lewej strony (swojej lewej, mojej prawej).
I w ten oto sposób, pomimo, iż nie była to nawet nasza pierwsza randka, oraz nie poznał moich rodziców, zainicjował zbliżenie.
Efekt.
U mnie dwa niewielkie siniaki na piszczelu i tradycyjny na udzie, również niewielki.
Rower bez strat.
A u sprawcy.
No tu już gorzej - rozcięta warga, ułamana górna jedynka i zerwanych kilka szprych w przednim kole, to tyle, co było widać gołym okiem.
I pewnie bym o tym nie pisał, bo różne wywrotki mi się zdarzały i nic nadzwyczajnego w tym nie ma,
ale to co było dalej, trochę mnie zaskoczyło.
Otóż zostałem poinformowany, o tym jaki zawód uprawia moja matka,
oraz o wielu rzeczach na swój temat, o których na pewno nie chciał bym się dowiadywać.
Po czym wywnioskowałem, że sportowiec uważa mnie za sprawcę gwałtu, na jego osobie. I tu by można było zakończyć. Ale nie.
Sportowiec zorientował się o braku w uzębieniu ( co wyraził słowami "o kur.. mój ząb") i stwierdził, że mi tego nie daruje - dzwoni na policje.
Jak sprawdziłem, że ja jestem cały i rower również, złość mi trochę przeszła, pomyślałem, że to może być ciekawe i zamiast zabrać tyłek w troki, usunąłem się na skraj chodnika,
grzecznie czekając na rozwój wydarzeń.
Sportowiec nie odpuścił i naprawdę zadzwonił po policje. Trwało to o dziwo bardzo krótko, bo patrol przyjechał po jakichś 15, może 20 minutach
( kiedyś czekałem 2 godziny).
Każdy z nas z osobna został zaproszony do radiowozu i opowiedzieliśmy swoje wersje zdarzenia.
Sportowiec został ukarany mandatem, za spowodowanie kolizji,
a ja wypytany o to, czy trudno na takim rowerze się jeździ oraz zostałem upomniany za brak obowiązkowego wyposażenia roweru (dzwonka)
Na koniec policjant powiedział, że co jak co, ale interwencji z udziałem dwóch rowerzystów na drodze rowerowej,
to on jeszcze niemiał.
Sportsmen z podkulonym ogonem odszedł wściekły w swoją stronę, a ja odjechałem zastanawiając się "co by było gdybym" korzystał z tradycyjnego roweru.