A co mi tam

* Lat chyba 7. Zjazd z górki (3m wysokości, 45*). Na zakończeniu górki coś hamulec nie zadziałał. Lądowanie na plecach miałem

* Lat chyba 12. Trening downhillu: wzgórze z 40m, nachylenie z 45* z jednym hopkiem. Jakieś szczeniaki rzuciły patyk, trafił w przednie koło.. Pani doktor wyciągała mi jeansy z biodra przez conajmniej godzinę. Potem już nie wiem..
* Lat chyba 15. Jadę z kolegą pod sakwami (passat), on się zatrzymuje przed skrzyżowaniem.. a mi pękają obie linki łączące szczęki hamulcy.. Trochę się poobcieraliśmy, musiałem naprawiać sakwy kumpla..
* Jadę sobie spokojnie ścieżką rowerową (jakie 25) i.. rower zatrzymuje się w miejscu.. Batmanek na trawkę: mi nic się nie stało

Zaczepiłem tylnym kołem o kawałek rury wystający z ziemi. Po raz pierwszy widziałem kwadratową felgę..
* Inna ścieżka rowerowa.. spotkałem wykopaną dziurę głęboką na ponad metr. Albo raczej dziura mnie zaprosiła w gości

Zalany byłem jak trza

* Jadę do pracy, pora zupełnie nieprzyzwoita, ścieżka ta co z dziurą. Z naprzeciwka jedzie gostek. Oboje jedziemy środkiem, a żaden nie wpadł na pomysł ustąpienia pierwszeństwa. Skończyło się na słowie "przepraszam" wypowiedzianym w tej samej chwili.. i oboje pojechaliśmy dalej

* W Szwecji pan wymijając samochód z naprzeciwka nie ominął mnie. Gdyby nie jakiś obrzydliwy ostry kamol (których tam cała masa..), to by mi nic nie było, a tak zweryfikowałem stan szpitali w Szwecji. Ale nawet wrócili mi rower samolotem

* Jadę "spokojnie" do domu (no.. na zegarze z 60kaemów, pięknie wiało), kątem oka widzę czyjś migacz

No i pani zatrzymała się tuż przede mną. Nie tylko ja byłem zdziwiony jej manewrem: kierowca jadący za nią miał oczy jak 5zł. Barierki nie zdażyłem już zaliczyć, to i pocałowałem panią w "tyłek". Dzięki kaskowi "tylko" dłuższy odpoczynek.. No i nie pojechałem do Szwecji po raz drugi. Pan doktor potem pokazał mi kask: dziura w styropianie wielkości pięści. Kask jest tańszy od nowej czaszki.
* "Zapomniałem" zwolnić przed zakrętem.. "Położyłem" rower przepięknie (opony cały czas trzymały!). Tylko zapomniałem przestać kręcić pedałami.. Z tyłu na szczęście nikt nie jechał i "stało" się jakoś jesienią (rękawiczki, grube spodnie, kurtka z kordury)
* W ścigu siadła mi tylna piasta. To kupiłem nowe piasty, szprychy i zaplotłem "słoneczko". Wjeżdżając pod dość ostrą górkę pełną dziur.. no dowiedziałem się, że tylnego koła nie zaplata się na słoneczko..
* Taki mały treking: leśna ścieżka ładnie schodząca w dół. Sporo piachu, to trzeba jechać szybko. No ale znalazł się korzeń.. Złamana obręcz, skrzywiony widelec.
* Testuję odcinek estakady zamknięty dla ruchu. Trochę ciemno, ale nowiutka nawierzchnia, to nie ma się czego bać. Myliłem się: w poprzek ustawiona była blacha osłaniająca spawaczy na przęśle od wiatru.. Krwiak jak się patrzy, kolejny widelec..
* Przy samym szpitalu.. omijam jakieś auto na poboczu.. a tu się drzwi otwierają. Nawet nie zdążyłem mrugnąć a już pani miała złamaną rękę (otwarte złamanie, fuj..) Mnie potwornie tylko duma zabolała, widelec wygięty pokryty z OC paniusi..
* Jadę powoli ścieżką, a z za płotu pod koła wjeżdża mi 4 letnie dziecko na rowerku. Na szczęście zdążyłem zablokować koło i przekoziołkowałem, dziecko "zaliczyło" tylko mój rower, bez większych obrażeń. Mamusia która "wypchnęła" dziecko pod moje koła sama zadzwoniła po policję: panowie zjawili się po 5 minutach i poczęstowali ją mandatem. Nawet dostałem na koszt paniusi nowe siodełko (bo się zaczepiło o osłonę łańcucha)
Jezu.. Aż tego tyle było?