Oj tam, oj tam, 3km w górę, czyli było też 3km w dół =)
Ale od początku:
Start był oddalony o 20km ode mnie . Więc trzeba było się zaturlać. Na miejscu oczywiście tysiące pytań itp. Startowałem w 3 grupie (starty co 2 minuty), ale początek był w miarę płaski więc dopchałem się do czołówki. Potem zaczęły się górki i systematycznie spadałem, po ostatnim (4) punkcie kontrolnym byłem na końcu stawki. Ale jako że końcówka była już z górki, to finalnie przyjechałem piąty od końca. Czas 12,5h brutto. Co do samej jazdy -pod górę, wiadomo młynkowanie, ale lekko otwierałem przednią klapę - przewiew był całkiem przyzwoity. Zjazdy - cab rozpędza się błyskawicznie, musiałbym non stop hamować i spaliłbym hamulce. Z pomocą przyszedł mi spadochron, który na spadkach ok 6stopniowych trzymał prędkość w okolicy 5 dych. Mniej więcej za połową dopadł mnie kryzys, ale udało się przetrwać i noga znów zaczęła podawać. Nogi ok, tylko trochę drętwiały mi stopy. Ogólnie to wyrąbany jak koń po westernie byłem.
Na mecie gratulacje, pamiątkowy medal, coś do zjedzenia i powrót do domu.

Kwestia przegrzewania na zjazdach - wystarczyło lekko uchylić przednią maskę i zablokować.

Przez tą szczelinę wyrzucałem i wciągałem spadochron, był przywiązany w środku.

P.S. Ten starszy pan z drugiego zdjęcia wklejonego przez Jacka, jest świetną odpowiedzią jak wyglądają ludzie z tatuażami na starość - widać że zajebiście =)