Wiosną tego roku zakupiłem Hase Lepusa z padniętą elektryką od forumowego kolegi
goldena.

Sama trajka była w całkiem dobrym stanie, po dołożeniu siedziska i dopompowaniu kół od razu ruszyłem w pierwszą trasę... do warsztatu.
Zabrałem się za oględziny elektryki - na pierwszy ogień poszedł akumulator, który mimo prawidłowego
napięcia "nie prądził".
Po otwarciu wiedziałem już dlaczego:

Wszechobecna korozją, ślady po zwarciach i tragiczne zgrzewy. Po testach okazało się że dwie cele leżą i kwiczą (czy to wina zgrzewów, czy bmsa to nie wiem) ale reszta jest ok. Po dokupieniu odpowiednich ogniw można było przystąpić do dalszych działań:
Najpierw reanimacja BMSa - przepalona jedna ścieżka + dorobienie poprawnego chłodzenia.

Lutowanie ogniw i składanie wszystkiego w całość:



Niestety sterownik nie podjął współpracy:

Po wymianie na inny, okazało się że głównym sprawcą całego zamieszania był.... silnik!


Który mimo że nowy, miał źle połączone wyprowadzenia z cewek... (już wiem co uwaliło sterownik). Nim to wyczaiłem, przetestowałem wszystkie konfiguracje między czujnikami halla i przewodami fazowymi, nawet zrezygnowany chciałem go dać do powtórnego nawinięcia, ale niestety w okolicy nie znalazłem żadnego fachowca. I wtedy wpadłem na pomysł zmierzenia każdego uzwojenia osobno... Cewki były źle połączone i cały czas robiły zwarcie międzyfazowe. Po poprawnym połączeniu wszystko zadziałało!
Silnik po naprawie:

I delta wśród domowej kolekcji:

Podsumowując, naprawa zajęła mnóstwo czasu i pochłonęła niewiele zasobów finansowych. Zdobyłem dużo nowej wiedzy i doświadczenia.
Jazda to sama przyjemność, mam teraz drugą osobę poziomującą w domu, a rower ten jest najchętniej wybierany jako pierwszy do testów wśród gości.
Jednym zdaniem: Bardzo dobry nabytek
