Dwie sakwy na 250km? Nocleg pod namiotem planowałeś po drodze?
Tak wyglądał, potwierdzam
A ja tam jak patrzę na kolegów na szosówkach, wychodzę na przepakowanego - z torbą na siedzeniu a w środku multitool, pompka, dwie dętki,
łatki/łyżki, wilgotne chusteczki, zwykłe chusteczki, dwa batoniki, kanapka na później, karton z sokiem(mieszam z wodą 1/1 do butelki w torbie na biodrze z której piję)
i później dołączyła koszulka z długim rękawem bo się ciepło zrobiło.
W torbie jeszcze, jak się nauczyłem bardzo ważny element - ibuprofen 800mg
bo okazuje się że moje kolana nie lubią poziomki, czy coś. Na szosówce żadnych problemów nawet na baaardzo górzystych trasach,
a na poziomce to nawet na takiej płaskiej kolana dawały znać że im to to się nie podoba już od PK2 chyba.
Nie wiem o co chodzi... ale Stormie polecam

Bo tak na prawdę między maratonami nigdy się nie odpocznie, po prostu bierze się większa doza ibuprofenu i jazda

A poza tym.. ja ruszyłem z pierwszą 15-ką, szybko dogoniłem tych z przodu, ale tam około twierdzy na kostce i podjeździe mi uciekły nieco,
więc nacisnąłem żeby ich dogonić.
W tym dogonił mnie kolega na pionowym który miał taki sam plan, więc jechałem w jego cieniu,
i z 35-40kmh dogoniliśmy grupę.
Ale chwila później światła, po światłach delikatny podjazd, za wolno ruszyłem i... i uciekły tak na ok 100m i za nic nie mogłem ich dogonić przez kolejne kilometry, więc w końcu odpuściłem i jechałem swoje jak zwykle - solo.
Potem dogoniła mnie 4 osobowa grupa, i się przyłączyłem do PK2, ale rzecz jasna też czasami "na żabkę"
czyli trochę podjazdu i odpadam, potem doganiam, etc.
Wpadam na PK2 sekundy później niż oni, i Pani mówi że musi nam wpisać 11:30, (chyba) 20 minut więcej,
bo podobno przyjechaliśmy wcześniej, bo niby średnia 30+.
Rzeczywiście prawie że, spojrzałem na Strawę i mówi że łączna średnia to 29.8kmh razem z PK1 oraz parę minut przy starcie.
W każdym razie coś im się z tym liczeniem czasu otwarcia PK pomyliło, bo się do 200km liczy max prędkość 34kmh, a nie 30.
Tak czy siak, połknąłem kanapkę, banan, batonik, zrobiłem nowa mieszankę i w drogę. Chwilę przede mną ruszyła wcześniej wspominana grupa,
więc postanowiłem dogonić, będzie lżej po zaczęło wiać (lub do tej pory jechaliśmy w miarę z wiatrem)
Były na paru set metrów, dogoniłem bym, gdybym nie zapomniał jakie krzaki tam ładne są i że trzeba się zatrzymać i podziwiać

Więc od tej pory solo. Po PK3 jakaś inna grupa ruszyła w tym samym czasie co ja, i pierwsze 1km pojechaliśmy razem,
ale szybko się okazało że pod wiatr idzie mi solo dużo lepiej niż nimi w grupie (4 osoby na szosach) więc tyle mnie widzieli

A miałem takie nadzieje że z jakąś grupą pojadę szybko, ale nie da się. Lub ja nie umiem. Cóż.
Po ośmiu godzinach byłem z powrotem na starcie, czyli na mecie, czyli na zupie i prysznicu. Arbuz bardzo słodki, i niesamowicie mi sprzyjał przed prysznicem i zupą.
Śpieszyłem się z powrotem, bo trzeba było wrócić do Krakowa, więc szybko rower na bagażnik i w trasę, tak że nie zostałem żeby być prawa kolejnym przyjeżdżającym na metę.
Jeżeli kogoś interesują osiągi i statystyki, to Strava nie kłamię, jestem w Top 10
https://www.strava.com/activities/1175619737Do tego jeszcze puls średni 146 bpm, 4500 kilokalorii, procenty po zonach 8/76/15/1 *-druga to 70-80%MHR
O godzinę i piętnaście minut krócej niż w zeszłym roku, co prawda trasa nie ta sama.
Rower ten sam, choć koła zupełnie nie - teraz zwykłe alu 25mm wysokie obręcze i dynamo z przodu,
i jakoś miałem wrażenie że pomarańczowe śmigła były by dużo szybsze, zwłaszcza przy bocznym wietrze którego było dużo po PK2 bo trasa taka jak na żaglach, raz pod wiatr, raz z wiatrem z boku jednego czy drugiego.
A przy bocznym to w zasadzie wiatr ich kręci do przodu. No i 5+ do lansu i szacunku