Poranek. Staję przed regałem i wybieram koszulkę rowerową. Czerwona? Nie, wczoraj było agresywnie ze strony kierowców, to może... Biała? Nie, bo się pobrudzi, albo co... Niebieska! Idealny kolor.
Po południu wpadam do tesco, robię małe zakupy, przemierzam market w poszukiwnaiu paru rzeczy. I tak jakoś dostrzegam, że obsługa paraduje w niebieskich teszirtach. Niebieskich - kolorowo identycznych jak moje. Ale olewam do chwili kiedys taję w małej kolejce do kas samoobsługowych. przede mną stoi jakiś facet i chyba nie zauważył, że jedna z kas się zwolniła.
- Tam jest kasa wolna na końcu...
Facet spojrzał na mnie, zobaczył nienieskość i... poleciał. Kasa nie była wolna, ale się zwalniała.
Po kilku minutach wychodzę przed market, podchodzę do roweru, zaczynam załadunek... W pewnej chwili podchodzi jakaś starsz parka... W mojej głowie od razu "nie, nie nie, żadnych pytań o rower bo mam dosyć..."...
- Gdzie tu jest jakiś dział z rzeczami do ogrodu, ogrodowy...?
ŁAT?!? Że co?!
- Proszę pani, ja nie jestem tutaj informacja i ja nie wiem.
I dopiero po chwili skojarzyłem, że... niechcący ubrałem się jak obsługa sklepowa. LOL!
Jestem pewien, że sklep dostał za to ochrzan.

Ale przynajmniej nie pytali o rower

Z drugiej zaś strony. Nie rozumiem ludzi. Pytać o jakieś działy ogrodowe stojąc przed zwyczajnym hipermarketem spożywczym, wiedząc, że Bricoman jest 200 metrów obok? W dodatku pytać (być może) pracownika sklepu, ale zajętego sprawami prywatnymi? Czy on nie ma prawa do swojej przerwy???
I nie, nie pracuję w handlu
