Jak żyję nigdy wcześniej jeszcze nie zdarzyło mi się coś takiego. Jadę sobie jedną z bardziej ruchliwych warszawskich ulic i dogania mnie jakiś gość na pionowcu. Mijając mnie, rzuca: "Strasznie się chyboczesz, z tyłu wygląda to strasznie!"
Ale to prawda. Gibiemy się bardziej niż na pionowcach - a może nie tyle bardziej, co inaczej to wygląda.
Gdy ktoś gibie się na pionowcu, to największa amplituda wychyleń jest na wysokości dupy, a my na tej wysokości mamy głowę więc jest to inaczej postrzegane przez obserwatora. [/font]
Od cały sekret.
Kolejnego dnia zaś wyjeżdżam sobie z bramy u mnie w domu i dopada mnie cieć:
- Niech pani sobie przeczyta to! - pokazuje palcem na gablotę, a w gablocie wisi kartka, że "zakaz wjazdu na teren podwórka rowerami i motocyklami (...)". Rozdziawiłam buzię ze zdumienia i pytam, czy od teraz mam prowadzić rower od bramy aż do klatki schodowej przez całe podwórko?! Co za debil to wymyślił? Cieć na to, że nie przez całe podwórko, a tylko przez bramę i że to zarządzenie administracji, bo podobno "ludzie się skarżą". Ciekawe na co... że rowery hałasują, czy co? Oczywiście do owego zarządzenia nie zamierzam się stosować, taki ch... jak słonia nos. Na podwórko wjeżdżam "na Freda Flintstone'a", a wyjeżdżam już normalnie. O zakazie wYjazdu przecież na owej kartce nie ma ani słowa
Pewnie jacyś nawiedzali i chamscy rowerzyści wjeżdżali tam rozpędem strasząc lokatorów/pieszych, więc ci molestowali administracje. Ta musiała dla świętego spokoju coś zrobić, więc wywiesiła "zakaz" który ma przecież
MOC.
I teraz ci niesforni i chamscy, będą się bali tam zawierzać, bo przecież starach, bo moc ich może...

... pocałować tam, gdzie się gibie pionowy rowerzysta