Dzisiejszy dzień był bardzo owocny w wiele cennych informacji. Miałem przyjemność spotkać się z kolejnym, poziomym zapaleńcem, który to nawet nie mieszka aż tak daleko ode mnie, bo raptem 20-25 km

.
Obecnie posiada on żółtego SWB z alu profili, trochę samoróbka, trochę seryjnych elementów. Grunt, że przerobiony lekko pod siebie i śmiga aż miło. Chwalił się też zabudowaną sklejką trajką, ale to tylko się chwalił. Zachęciłem go do zajrzenia do nas na Forum, bardzo się ucieszył, choć przyznał, że i tak działały jako czytelnik, ale zawsze to kolejny zapaleniec w naszym gronie.
Ok, trochę do rzeczy. Po tym krótkim i treściwym wstępie, pogadaliśmy sobie o rowerach, konstrukcjach, wyprawach itp. Przyszedł czas na przejażdżkę, dlatego też skierowaliśmy się ku Krasnymstawie, abym to znajomego kawałek 'odprowadził' w kierunku domu. Na miejscu wymieniliśmy się numerami telefonu i po chwili ruszyliśmy w swoich kierunkach.
Jak to zwykle bywa, podczas jazdy ludzie się zazwyczaj przyglądają, dzieciaki dodatkowo zachwycają, a co niektórzy kierowcy miło przytrąbią i pomachają przez szybę.
Tym razem nie było inaczej, ale były dwa niemiłe zdarzenia, które tkwią mi do tej pory...
Pierwsze - klasyczne wymuszenie, lewoskręt. Jechałem ulicą Okrzei, jedna z najdłuższych ulic w K-stawie, prościutka, dosłownie z jeden lekki skręt, bez górek, dolinek - widoczność cud miód. Jadę w stronę centrum, widzę kilka aut szykujących się do skrętu w lewo. Jeden przeleciał, byłem jeszcze daleko do tego skrzyżowania, drugi wbił na jego miejsce, poczekał chwilę i praktycznie tuż przed moim nosem ruszył ospale skręcając w lewo. Oczywiście chcąc ratować się przed wbiciem się w bok auta kierowanego przez idiotę, dałem po heblach pokazując kierowcy gdzie ma szukać tego, czego już dawno mu zabrakło, czyli mózgu. Zaraz po tym, pan na przejściu rzucił kilka słów mających na celu określenie, jacy to teraz kierowcy jeżdżą. Miał rację.
Druga, o wiele bardziej przykra sprawa... Jadę dalej, tą samą ulicą Okrzei, jestem już praktycznie w centrum, jezdnia już nieco węższa, a po obu stronach chodnik tuż przy jezdni. Jadę z optymalną prędkością około 25 km/h, gdy nagle z chodnika po mojej prawej idą w przeciwnym kierunku do mojej jazdy kilku chłopaków (+- 17/18 lat). Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że jeden z nich wbiegł, a nawet i wleciał niemal wprost przed moje koło kłapiąc gębą "złaź k'wa z tego roweru, bo (lub to) Ci wpie**dole). Dodatkowo, aby było bardziej dramatycznie, gdy był już praktycznie koło mnie zamachnął nogą w moim kierunku chcąc sprzedać mi kopniaka, podczas gdy ja jechałem, lub po prostu chcąc naruszyć mój tor jazdy. Nie zatrzymałem się, aby się delikwenta zapytać w czym ma problem, choć miałem taką chęć przez chwilę lub dwie.
Po dzisiejszym dniu wyciągam następujące wnioski...
Pomimo tego, że nasze rowery, poziome, wciąż stanowią mniejszość wśród wszystkich cyklistów, niezależnie od miejsca, i pomimo tego, że zwracamy na siebie tym o wiele większą uwagę, i tak trafiają się idioci, którzy wręcz tym bardziej wykorzystują swoją pozycję na drodze jadąc samozłomem, aby wymuszać na nas pierwszeństwo. Trzeba być czujnym. Co do drugiego zdarzenia, tu mi już ręce z kierownicy i nogi z pedałów opadają. Pierwszy raz człowieka na oczy widziałem, on pewnie mnie też, a już mu żal dupę ściska, że "ktoś ma, a ja nie" (patrząc od strony idioty). Choć myślę, że takie osoby chcą tym bardziej zwrócić na siebie uwagę, bo przecież idąc na chodniku, bujając się na boki i rzucając mięsem, jak przebić takiego skromnego rowerzystę na poziomce, za którym ogląda się połowa miasta. A to przecież on ma być w centrum uwagi.
Tragedia ;(
Mimo wszystko,
pozdrawiam