A czy czułeś zmęczenie?
Zmęczenie to ja czyje jak wracam do domu po pracy. Tu byłem
zajechany. Nie wiem co ile cykli się zmienialiśmy. Po prostu jak już nie miałem siły, to się zmieniliśmy i tak na zmianę do puki nie przyjechali ratownicy.
Nie wiem jak długo może to robić jedna osoba, ale to jak rozładowywanie wagonu z węglem.
Na szkoleniu jest wszystko fajnie, jest spokojnie, czasem zabawnie, manekin nie krwawi, nie ma presji czasu, zdenerwowania. Jest czysto, sucho i widno a jak się zmęczysz, możesz sobie usiąść, napić się wody, manekin się nie obrazi.
Te szkolenia to trochę kicha, bo uczą jedynie mechanizmu, techniki, ale w żaden sposób nie przygotowują psychicznie na takie sytuacje i są mocno odrealnione.
Jak uczyłem się żeglować, na egzaminie jest manewr wyciągania człowieka z wody, tyle że w Polsce wyciąga się koło ratunkowe. Robi to załogant jedna ręką.
W praktyce wyciągaliśmy człowieka we trzech, mocno to odbiegało od tego co pokazują rysunki w podręcznikach. Po prostu, dorosły facet w nasiąkniętym woda ubraniu waży "odrobinę" więcej i "odrobinę" jest go trudnij wciągnąć na wysoki pokład współczesnej żaglówki.
Coś z tymi szkoleniami jest mocno nie porządku. Zarówno jeśli chodzi o sposób ich prowadzenia jak i ich obowiązkowość - obowiązkowo w samochodzie trzeba mieć trójkąt, gaśnice, kamizelkę po za zabudowanym, ale pomocy już nie trzeba umieć udzielać.
Nie wiem, ale po mimo tego doświadczenia, nie czyje się przygotowany na takie sytuacje.