Uff, udało się

Dzięki administrator za akceptację!

Mam na imię Wojciech, rocznik 84, rowerzysta głównie, szaman dorywczo, wielbiciel złotych trunków, meloman, pracuję w sklepie z playerkami i słuchawkami z popularnym rozszerzeniem pliku muzycznego w nazwie. Flevo to moja pierwsza poziomka.
No więc tak, od 2 lat zbierałem grosz do grosza i w końcu z ebay (niestety jak się okazuje po przejrzeniu waszego forum) kupiłem sobie flevo. Jakby się w skróty bawić za wiki przekleję: SWB, FWD, USS, MBB. Czyli jednym słowem rowerek wymaga zdolności cyrkowo - akrobatycznych do w miarę poprawnego poruszania się na nim. O ile was to nie zanudzi to przybliżę wam moje zabawy z nim od początku aż do teraz:
Na początku był góral, zwyczajny, potem wielkie opony i próby amatorskiego DH. Potem gdy lat przybyło naszła mnie ochota na holendra, po półtorej roku przybyła prosto z Niemiec wspaniała czarna poziomka. Był 18 luty. Moja pierwsza próba poruszania się na małej czarnej wyglądała przekomicznie, na szczęście był wieczór i nikt nie widział. Po 20 minutach "żabich skoków" dałem sobie spokój. Następnego dnia dwie godzinki umożliwiły mi przejechanie ponad 200 metrów bez gleby czy podparcia. Mała dygresja - pozwólcie - jazda na flevo przypomina balansowanie na desce ustawionej na leżącym słupku kucając na desce. Dopóki macie równowagę - jest nieźle. Jakiekolwiek wytrącenie z równowagi, kontra = gleba tudzież podparcie. Próbowałem uwolnić ręce, skoro to nogi skręcają ale kończyło się to jak na razie dość nie fajnie

Stwierdziłem - trza wziąć wole z roboty wiec czwartek i piątek wolne. Czwartek wyszło nieźle tak jak wspomniałem, jakoś to szło, nadzieja na oswojenie narowistej czarnulki pojawiła się na horyzoncie. Piątek zajęty, ale sobota - pięknie, spokojnie kręciłem kółeczka po osiedlu w tę i nazad. Skoro tak to w poniedziałek stwierdziłem że pojadę sobie do roboty. Mieszkam na osiedlu na górce, sporej górce. Ulica jak wygląda każdy wie. Górka dołek górka dołek pęknięcie studzienka dołek górka itd. Równiej jest w lesie

. No ale jadę, pierwszy zakręt i rozsmarowałem się po asfalcie. Nadgarstek stłuczony, skóra zdarta na dłoni, siniaki na udach wielkości pomarańczy, starte kolano (wspomnienie młodości

), nerka lewa obita, żebra do tej pory bolą. No ale rower power, wsiadam i jadę. Dzisiaj mamy czwartek, czyli kolejny dzień jazdy do pracy i powrotu. Nie mam daleko, max 3.5km, dobre na rozruszanie czarnulki. Wiec wychodzi na to, nie licząc żabich skoków że na flevo jeżdżę już pięć pełnych i pół szóstego dnia. Nie jest źle.
Plany na przyszłość niedaleką: Błotniki i koło z dynamem w piaście tył będą w piątek, przednia lampa z reklamacji dojdzie mam nadzieję w przyszłym tygodniu, do tego muszę kupić nowe platformy bo obecne to obraz nędzy i aluminiowej rozpaczy plus nóżkę podwójną jakąś... Dalsze plany = sakwy. Rower przypinam łańcuchem kryptonite evolution (
http://image.ceneo.pl/data/products/20303898/i-kryptonite-evolution-series-4-integrated-chain-lancuch-160cm.jpg) takim. Co prawda waży 4.5kilo ale nie mam zamiaru oddać pierwszemu lepszemu idiocie mojego marzenia, na które tak długo oszczędzałem. To tyle, przywitanie może i długie za co przepraszam. Witam was wszystkich i mam nadzieję, że są jeszcze w Gdańsku inni poziomkowicze