No i wróciliśmy. Było ... fajnie.
https://picasaweb.google.com/112491957353030131234/Balaton2207108?authkey=Gv1sRgCM6Ouqzyx5G3qwE11 dni w tym 10 dni podróży. 1182km. Najkrótszy etap 90km, najdłuższy 136km. Średnio 110km dziennie. Kompletny brak awarii, jednak aż 8 gum, w tym moje dwie w oponach z wkładką teoretycznie antyprzebiciową - jak zwykle u mnie, standardowo - kolce od jeżyn. Temperatury ponad 40 w cieniu. Nowe dętki rozchodziły się na szwach. Zabrałem 4 a dokupić musiałem 6 po drodze. W najcieplejsze dni ekipa wypijała ponad 15 litrów płynów a jedzenie ... ogromne ilości. Na szczęście rozbudowana w całej Europie sieć marketów pozwalała udźwignąć finansowo ten wyjazd. Zwyczajnie porcje w restauracjach są o 3/4 za małe. Pobiłem nowy rekord prędkości poziomką - 73km/h. Na zjeździe oczywiście. a te 73km/h odbyło się z mniejszym stresem niż po naszych Beskidach na łatanej drodze 40km/h. Jestem dumny z dzieci bo nie wymiękały nawet na etapach górskich. Jeżdźąc na rowerze kilka razy w roku były w stanie z bagażem po płaskiej drodze trzymać prędkość 20-22km/h. NIe wiem skąd mi się wzięło przekonanie, że Węgry są płaskie. Nie są i ma to pewne znaczenie gdy rower z bagażem waży ponad 40kg, o Słowacji i tamtejszych przełęczach nie wspomnę.
Wszystkie wasze psioczenia i moje podejrzenia co do Balatonu były jak najbardziej uzasdadnione. Tłumy ludzi jak na sopockim molo, ceny z kosmosu. ścieżka wokół jeziora do ... kitu. Miejscami bezpieczniejsza była ruchliwa szosa niż to ...coś. Woda w jeziorze o temperaturze zupy, zupełnie nie dawała ochłody a o kolorze mleka, choć podobno biologicznie czysta. Ceny za nocleg pod namiotem nad jeziorem były porównywalne do noclegów na kwaterach na Słowacji. Okolica za to przepiękna. Wystarczy odjechać 2 km od jeziora i już jest inaczej. Winnice na zboczach, fajna architektura i mój ulubiony upał bez zamartwiania się kiedy znowu będzie lało . I ciekawy ewenement: tłumy, dosłownie tłumy Węgrów wędrujących na rowerach dookoła jeziora. Wyglądało to tak jakby co trzeci Węgier wybrał się latem na wędrówkę rowerem z sakwami. Naprawdę ludzie tam wędrują masowo, całymi rodzinami. Ale tak naprawdę większość podróży zajęła nam Słowacja, kraj niestety w większości górzysty. Jadąc z leszczami trzeba było wybierać jak najbardziej płaskie trasy (a takich tam prawie nie ma) a najbardziej płaskie są drogi główne. Niemniej każdy podjazd rekompensował za zwyczaj piękny widok u góru wzniesienia i długie strome zjazdy, na których 50km/h nie robiło już żadnego wrażenia.
Mam za sobą o wiele dłuższe trasy ale była to moja pierwsza tak długa wyprawa poziomką. I nikt mnie chyba już nie namówi na wybranie się w trasę innym rowerem. Mimo jazdy w zwykłych spodenkach do biegania, bez pieluchy, kompletny brak otarć, wszelkich bólów, przemęczeń typowych na wcześniejszych wyprawach na pionowym. Pozycja do jazdy idealna do podziwiania krajobrazu. Drobny minus to przypalanie słońcem nóg, które na pionie pracują częściowo w cieniu tułowia. . No i wytarta do zera na podjazdach przednia opona - FWD w górach to trochę gimnastyki.