Relacji, ani zdjęć tym razem nie będzie, jedynie krótkie podsumowanie.
Na miejscu zbiórki stawiło się siedem osób, ja dojechałem na styk, bo przez zamknięte
ulice za przyczyną wizyty zza wielkiej wody, miałem problemy z dotarciem i część drogi byłem zmuszony pokonać pieszo.
Spod pomnika szosówki wystrzeliły jak z procy. Zanim zdążyłem posadzić tyłek, i wpiąć się w pedały, już straciłem je z oczu.
Mimo, że rozpędziłem się na moście do 52, dystans pomiędzy nami malał, jednak nie koniecznie w imponującym tempie. Natomiast górale za moimi plecami zniknęły błyskawicznie.
Nie było zapowiedzi, iż wycieczka będzie dostosowana do najwolniejszego uczestnika, więc niejako z automatu, podzieliliśmy się na dwie grupy. Z drugiej strony jednak, nikt nie został samotnie, więc wszystko ok.
Droga jedynie miejscami zniszczona, w większości jednak, z równą gładką nawierzchnią i niewielkim ruchem. Tempo 30+, bardzo równe i przyjemne.
Zahaczyliśmy jeszcze o Biedronkę, gdzie Szoszoni zrobili zakupy, a ja napompowałem dziecięcy wózek (kółka znaczy się), i naprawiłem dziecko (duże ilości powietrza uchodziły z otworu w głowie, więc zatkałem otwór zatyczką, zwaną też potocznie smoczkiem) .
Po zakupach udaliśmy się na mostek nad Świdrem, gdzie poczekaliśmy na resztę ekipy.
Zjawili się po 20-25 minutach, włączając w to czas naszych zakupów.
Nad Świdrem cisza, spokój, czasem kilka kropel, z nieba.
Do jazdy fajna pogoda, nie za zimno i nie za gorąco. Jednak na kąpiele, zdecydowali się tylko nieliczni.
Powrót również w tempie około 30, jednak już trochę wolniej i również w podziale na dwie grupy. Tym razem w pierwszej znalazły się też dwa górale.
W połowie drogi, pierwsza grupa się rozdzieliła, wybierając dwie różne trasy, dzięki czemu pozbywszy się górali i jednego Szoszona, mogliśmy z koleżanką nieco przyśpieszyć i wyrównać tempo. (koledzy na góralach, strasznie szarpali - męczy mnie taka jazda)
Ogólnie fajny wypad, zamknąłem dystansem 72km złącznie z dojazdem i powrotem do domu.
Spostrzeżenia.
Szoszoni dużo szybciej zbierają się spod świateł niż ja, są również nieporównywalnie zwinnijsi w jeździe pomiędzy samochodami i nie chodzi tu o lepsze pole widzenia, lecz o zwrotność roweru. Tam gdzie oni nie mieli problemów i dostawali się od niechcenia, ja musiałem kombinować.
A górale? Szkoda gadać.
P.S.
Wśród poziomek ponownie zero odzewu. Wiem, Franc niema roweru, gemsi na bevencie, jednak zastanawiam się, czy nadal kontynuować wątek "Zapraszam na wspólną jazdę"