W zasadzie PRAWIE racja, że im droższe tym lepsze. Tylko wiadomo ... że "prawie robi dużą różnicę". Z wzrostem kosztów w stosunku do jakości jest jak z wzrostem oporu powietrza w stosunku do prędkości - rośnie do kwadratu. Do pewnych granic kupowanie droższych części ma sens, jeżeli chcemy jakości przewyższającej poziom rowerów marketowych. Jednak od pewnej granicy, jeżeli się nie ścigamy czy nie jeździmy zawodowo, zwyczajnie zaczyna to zakrawać na fetyszyzm. Granica u każdego przebiegać będzie gdzie indziej ale zdrowego rozsądku nic nie zastąpi. Zmraża mnie np jak czytam, że dorosły facet kupuje koło 20`za 30zł do swojego roweru. Tyle kosztują 20` do rowerów dziecinnych a dziecinne rowerki to największy szajs z wszystkich (wiem o czym mówię, 15 lat prowadzę serwis). Często elementy łożysk (miski, konusy) są tam nawet niehartowane. Takie koło nawet pod dzieciakiem robi 100km i już jest kaplica. Ale też łożyska maszynowe to też nie "jedyna słuszna prawda". Jak się ma w łożysku kulki w wianuszkach to się nie ma co dziwić, że padają. Wianki stosuje się przede wszystkim ze względów montażowych, zwyczajnie schodzi mniej czasu niż gdyby wkładac kulki "na smar". Gdyby wszystkie łożyska były bez wianków były by o wiele trwalsze ale producenci poszli by z torbami. Bo raz: w łożysku jest więcej kulek, więc nacisk na jedną jest znacznie mniejszy a dwa: nie ma w łożysku drobin zużywającego się wianuszka, które zawsze masakrują skutecznie powierzchnie toczne. Robię rocznie ok. 3000km po hałdach, lasach, górskich szlakach, jeżdzę całą zimę, mam 90 kg i w tylnym kole mam zwykłe, podwójnie uszczelnione łożyska rowerowe. Nie zdaża się by po rocznym przebiegu pojawił się w nich jakiś luz. Raz na 2 lata czyszczenie i smarowanie i bez problemu, piasta za 80-90zł. Przy łożysku maszynowym luz=wymiana, przy łożysku rowerowym luz=2 minuty pracy. Zysk niższego oporu łożyska maszynowego jest, ale czy naprawdę wszyscy jesteśmy go w stanie wyłapać. Podobnie sprawa ma się z wagą roweru. Aby zejść (mam na myśli pionowy) z 16kg(makrokeszowy) do 12kg trzeba wydać około 1000zł więcej. Aby zejść kolejne 3kg trzeba dołożyć jeszcze 2 tys. A dalej? Cena rośnie w postępie wręcz kosmicznym. I warto wydać tę kasę bo w wyścigu urwanie paru sekund to czasem kilkaset tysięcy euro czy dolców w kieszeni. Ale statystyczny Kowalski nie zauważy zdecydowanej różnicy między 9 a 8 kg ale będzie uparcie twierdził, że "ten rower to wręcz sam jedzie" bo wie, że wydał na niego 10 tys. Ważne, żeby kasa wydana była na zysk efektywny a nie efektowny. Choć podniesienie sobie ego z medycznego punktu widzenia jest efektywne, tyle że obniża ego tym, których nie stać na wydanie takiej kasy. Reasumując tani rower nie musi być do luftu a drogi nie zawsze jest sensownym wydatkiem, a najgorsze są skrajności.