I każdy tu ma trochę racji. Zbytnie przywiązanie do nadmiaru rzeczy niestety skutkuje stertą rupieci. Tym bardziej, że na kolarzówce "Romet-Sport" rocznik 84 przerobionej na trekinga ostatni raz jechałem z 8 lat temu. Ale jak tu się pozbyć roweru, który został ZDOBYTY !!! w samym środku stanu wojennego po 8 miesięcznych staraniach, który kosztował 1,5 porządnej wypłaty mojego ojca? Po którego m.in. jechałem do Bydgoszczy do fabryki (400km) z facetem, który znał dyrektora a i tak go tam nie dostałem. W sklepach rowerowych w tym okresie półki zalegały np napinacze łańcucha do tandemu, którego nikt nigdy nie widział na oczy. Przy odrobinie szczęścia można było dostać dętkę. Z wypraw rowerowych po Polsce przywoziło sie części, bo np w sklepach rowerowych na zapadłych wsiach na półkach leżały części do rowerów wyczynowych, a rowery typu "Ukraina" rzucali do sklepów w mieście. Sam taki w 1982 kupiłem a potem przerobiłem na wyścigowy a następnie na damkę dla żony itd. Dzisiaj to jest po prostu raj! Kupujesz to na co masz ochotę i ceny są takie, że cię nie zrujnują, więc i sentyment się z tym już taki nie wiąże. Zgodnie z powiedzeniem "łatwo przyszło, łatwo poszło"
I tak mocno odbiegliśmy od treści zawartej w temacie. A ja właśnie udaję się do warsztatu żeby przyspawać tuleję suportu na "optymalnej wysokości" czyli jak dla mnie 6cm poniżej siedziska. O tzw starych czasach, o ile to kogoś interesuje jeszcze, można by pogadać w jakimś innym temacie