Ja dziś zaliczyłem trzy gleby.
Jedną na lodzie - zatrzymałem się, żeby wyjąć patyk, który dostał się pod błotnik i wywaliłem się na lodzie, ale tu nie byłem na rowerze, tylko na nogach,
więc się nie liczy.
Drugą w lesie - wypadłem za zakrętu a tam narciarz. Moja wina, jechałem za szybko, hamulce już wtedy nie działały, więc złożyłem się tak, że bokiem wpadłem w zaspę.
Ale to było kontrolowane i specjalnie,
więc się nie liczy.
Ta się liczy.
Jechałem ścieżko-chodnikiem (odśnieżone pół na pół, choć odśnieżone, to może za dużo powiedziane) który kończył się nie dużym podjazdem.
Jechałem dość szybko i dość szybki się zatrzymałem.
Ten podjazd, to było trzy schodki zasypane rzadkim śniegiem.
Koło się zapadło i uderzyło w pierwszy stopień.
Fiknąłem koziołka i tradycyjnie już, wpadłem w zaspę.
Obyło się bez strat własnych.
Niestety skończyło się wymianą dętki. Brrrr - na mrozie.