Teraz idź na kurs spawania, zainwestuj w swój rozwój a nie czekaj aż ktoś zrobi Ci prezent.
Maciej, jesteś pełen sprzeczności. Z jednej strony chcesz dać PREZENT leniwemu Kowalskiemu w formie silnika el. do podjazdów (i wierzysz, że ten manewr zwiększy popularność poziomek i nakręci sprzedaż), a tu proszę, z drugiej strony wysyłasz leniwego Kowalskiego do drogiego, trudnego intelektualnie (bo trzeba zrozumieć) i fizycznie (bo trzeba potrzymać, podnieść, położyć, przekręcić) inwestowania w swój rozwój. W imię czego? Czy ty przypadkiem nie masz biznesu związanego ze spawaniem? Namawiasz i namawiasz... 
PREZENT byłby gdybym robił to za darmo. Mi chodzi o ekonomię ale to nie oznacza bezpłatnego działania. Pieniądze się zarabia.
Najpierw wystarczy pojechać za granicę jak mamy większe plany.
Do potanienia produkcji "rowerów poziomych". Wystarczy mieć projekt ramy i zatrudnić spawacza z uprawnieniami. Nie trzeba chodzić i prosić żadnego molocha-zakładu i mieć narzuconą marżę sekretarki, dyrektora, I-go kierownika, II-giego kierownika, kierownika zmiany, spawacza i koszt utrzymania 1000m2 fabryki. I skórzane fotele w gabinetach dyrektorów, bo Polacy nie siedzą na byle czym. I meble. I wykończone perfekcyjnie wnętrze gabinetu dyrektora (szpachlowane, szlifowane, malowane). Chodzi o upraszczanie.
Nie można też oczekiwać że bez inwestycji do czegoś się dojdzie.
A skąd wziąć pieniądze - trzeba je zarobić. Jeśli zrobię kurs spawania (np. bezrobotny w Rzeszowie może to zrobić GRATIS) to znajdę robotę w warsztacie samochodowym. Tyle mamy przecież sprowadzonych aut nadających się do naprawy (często karoseria po zderzeniu traci warstwę ochronną i koroduje - widać na zewnątrz, ale od spodu już nie tego widać i są często dziury). Nawet reperując "głupie tłumiki" czy chłodnice klimatyzacji można samemu otworzyć mały warsztat. reperacje karoserii to zbyt dużo na początek - chyba że chodziliśmy do zawodówki i już znamy się na blacharce. jak są kursy blacharstwa to nawet pójść na kurs. Od czegoś trzeba zacząć. W Polsce każdy chciałby szybko się dorobić. Ale na początku zaciska się pasa. Potem zwiększa się ilość i można powiedzieć że się dorabiamy. Zespawanie samych ram to nie takie trudne.
Komercjalizacja przy poukładanym planie to też nie takie trudne. Tylko trzeba wpierw poukładać precyzyjny plan. I z tym jest gorzej,bo trzeba wyeliminować "błędy myśleniowe". Bo w Polsce niby mówi się o "inteligencji". No dobra. Za granicą od "inteligencji" dużo bardziej liczy się praktyczność/ umiejętność organizowania i umiejętność upraszczania bez przesadnego kombinowania. I strach i zastraszanie nie jest są tak promowane jak w Polsce.
Ale życie jest pełne sprzeczności. Nie wiem czy wiesz ale te "bezpłatne kursy spawania" to nie są bezpłatne. W Rzeszowie te kursy opłaca ... Unia Europejska. Zarabiają na tym w Urzędzie Pracy (koszty administracyjne) i w zakładzie wykonującym szkolenia (instruktor też musi dostać pieniądze). Tylko Ty o tym nie wiesz. Są projekty "inwestowania w samodzielność i umiejętności ludzi" sponsorowane przez EU. Widzisz - Polacy są zbyt oszczędni żeby inwestować w prawdziwy rozwój ludzi. Dopiero Unia Europejska sypnie pieniądzem to wtedy coś drgnie. A tak to magia i czary z tym spawaniem. I te ceny na polskie realia.
Więcej paradoksów? Kupujesz drukarkę do komputera za 250 zł. A "oryginalny" tusz do niej kosztuje 120 zł. Czy to nie dziwne - że "głupi tusz" tyle kosztuje? Połowa ceny drukarki? Kupujesz samochód. Ale kupujesz też serwis/ części zamienne/ ubezpieczenie/ opłaty parkingowe. Auto jest tanie na początku - kiedy jeździ i wszystko jest OK. A niech no zacznie coś zgrzytać. Ani części nie będą za darmo ani serwis. Jak nie zapłacisz za parking to ryzykujesz mandat. Ceny paliw swobodnie szybują do góry. A miało być tak przyjemnie i lekko.
Rower poziomy kojarzy się z wygodą. To już jest "impuls". To jest to za co go lubimy. Ale jest też niewygoda - bo trzeba jechać pod górkę. A o niewygodnym wsiadaniu pisałem - ale dobra, możemy na to przymknąć oko. Ale chyba na żadnej reklamie nie ma zrelaksowanych ludzi jadących na rowerze pod górkę. Każdy zna wizerunki kolarzy żyłujących się na podjazdach. Tak się kojarzy rower gdy jedzie się pod górkę. Nawet na tradycyjnych rowerach. Bo trzeba się wysilić. Pomijam skojarzenia wzrokowe i wydaje się że krew spłynie do głowy.
No to co? Silnik elektryczny. Tylko ostrożnie - wpierw przeczytać jakie są ich ograniczenia (głównie chodzi o baterie które nieumiejętnie dobrane można "zakatować", bo silniki są dosyć dobre i teraz są tak konstruowane że raczej się nie przegrzewają). Czyli trzeba znaleźć w miarę tanie i przyzwoite baterie. Holenderskie firmy Gazelle, Batavus i inne sprowadzają do swoich elektryków baterie Li-Ion z Chin (
http://ecitypower.com/). Są też inne źródła tanich wydajnych baterii - przeważnie faktycznie w Chinach. Ale trzeba też umieć to zmontować klientowi, bo jak mu każesz samemu to zrobić to może się zniechęcić.
Toft zainwestował może 900 zł i ma elektryczny silnik (do skutera elektrycznego 350W, szczotkowy, kosztujący 230 zł), sterownik, manetkę, korby z wolnobiegiem. Nie wiem ile wydal na baterie. Trochę źle tylko dobrał te baterie.
A namawianie na samodzielność? Bo po co siedzieć w domu i zastanawiać się jak to zrobić? Wystarczy wiedzieć. Nie trzeba mieć parku maszynowego za 25 000 zł żeby zacząć produkować rowery. To chyba zachęta z mojej strony do "wejścia na rynek". Ja wypowiadam (a wypisuję tu na forum) swoje myśli na głos. Kowalski z lekkim pomysłem może wiele zdziałać. Ale nie wtedy gdy jest blokowany dezinformacją albo brakiem informacji, ewentualnie złymi informacjami.
Tak samo karoserie do rowerów. To się da robić w garażu. W zależności od metody: tektura kanalikowa z polipropylenu/ termo-formowalna wodoodporna pianka ZOTE/ włókno szklane / karbon. To są wbrew pozorom proste rzeczy. Nawet Alleweder z arkuszami blachy aluminiowej 0,8mm wyginanej w rękach (jedynie cięcie laserem arkuszy i nitowanie ręczną nitownicą). Włókno szklane śmierdzi, wbija się w skórę, duże ryzyko popełniania błędu i zniszczenia formy. Nie lubię z tego powodu włókna szklanego. Ale można dużo zdziałać. Trzeba tylko wiedzieć kilka istotnych rzeczy. Formę na której "odciskamy" ("odbijamy") elementy z włókna szklanego trzeba wypolerować tak dobrze jak się da. Potem najlepiej nawoskować 3-4 krotnie amerykańskim preparatem "Honey" (wosk). Nie eksperymentować z byle jakimi woskami - chyba że na własne ryzyko. Dla bezpieczeństwa dodatkowo spryskać polialkoholem winylowym (stworzy się delikatna "błona", która zminimalizuje ryzyko szczepienia dwóch elementów).
Ja swój prototyp roweru poziomego pospawałem w 3 dni z pręta zbrojeniowego 8mm do betonu. I od razu zauważyłem to co ważne - źle się wsiada na bardzo niski rower, średnica zawracania "taka sobie". Jeździłem też rowerem w typie "Jouta" (FWD, delta, RWS) i sterowanie było "niezbyt dobre". i zbyt duża różnica "siodło-suport" nie jest dobra na początek. A rowery poziome głównie kojarzy się z low-racerami gdzie korby są 20-30 cm wyżej od siodła. Tzn. że rower z tylnym skrętem jest albo "nerwowy" albo ma dużą średnicę zawracania. Trzeba to poprawić. To albo amortyzator skrętu albo nawet zwykła sprężyna do układu kierowniczego (albo coś bardziej przemyślanego).
Ja dałem się wprowadzić w błąd na kursie spawania. Powiedziano mi że TIG jest trudny, że drogie materiały spawa się TIG'iem (alu, chrominikiel). Owszem. Ale lepiej nauczyć się spawać TIG - bo:
- łatwo znaleźć pracę za granicą gdy umie się spawać TIG (wszystkie metody: kątowniki, blachy, rury).
- polskie warsztaty samochodowe - reperujące karoserie, tłumiki, aluminiowe chłodnice klimatyzacji czy inne elementy spawają TIG. I są zapełnione zamówieniami 4 miesiące do przoduPoza tym TIG zajmuje mało miejsca w warsztacie, praktycznie nie trzeba nic potem szlifować - bo takie ładne spawy wychodzą. Kupiłem ciężki 80 kg migomat, a mogłem kupić taniej lekki TIG. Do spawania ram rowerowych. Nie rozumiem czemu mam podziwiać spawacza który po prostu robi swoja robotę i tak samo był kiedyś na kursie. To o takie myślenie mi chodzi.