Autor Wątek: Dojazd na zlot w Czechach 2024  (Przeczytany 1205 razy)

osesku

  • wyczynowiec na poziomie
  • ****
  • Wiadomości: 323
Dojazd na zlot w Czechach 2024
« dnia: Września 16, 2024, 10:16:31 pm »
Trochę zmieniły się plany i nie mogłem zostać na zlocie w Czechach, ani z Piotrem wracać, ale frajda z przygody "Jedziemy na Zlot" zostawiła niezapomniany ślad i wrażenia, którymi może zajmę Waszą chwilkę? ;)

Relacja z wyprawy powstaje stopniowo, co jakiś czas ;) w linku, który podpinam na końcu, w postaci playlisty filmików (4K) z sukcesywnie uzupełnianymi napisami (można włączyć funkcję ich wyświetlania). Kolejne dni wyprawy zapowiadane będą prezentacją zdjęć... Mikrofony zarejestrowały głównie szum wiatru i ewentualnie nasze przekleństwa, gdy nawierzchni udało się czymś zaskoczyć, za co ogromnie przepraszam. Słuchaczy wrażliwych namawiam do wyciszenia lub zastąpienia dźwięku ;)

Przed wyjazdem umówiliśmy się jakie mamy preferencje do pokonania trasy (3-4 dni), jak nocujemy (pola namiotowe z bogatym zapleczem higieniczno-sanitarnym), jakie dystanse dzienne (do 200 km), co robimy po drodze (kontemplujemy ciekawe miejsca), którędy jedziemy (omijamy duże miasta, na ile się da). Czy to się udało zrealizować?...

Ruszyłem około 5 rano z Gdańska, żeby o 9 spotkać się z Piotrem, na wysokości Grudziądza (po drugiej stronie Wisły). On startował prawie z Kwidzyna. W okolicach Gniewu miałem dać znać, czy u mnie wszystko zgodnie z planem. Nie wiało (wiatraki stały), było już jasno, droga dobrze znana, szła świetnie mimo paru górek. Średnia ~28 km/h trochę obniżona przedzieraniem przez DeDeERy tczewskie. Do miejscowości Michale Piotr dojechał po kilku minutach, w spontanicznie wybrane miejsce, na początku wspólnego odcinka trasy. Już trzeba było zdjąć kilka łachów i posmarować się kremem do opalania nabytym podczas poprzedniej wspólnej wyprawy ;). Jego średnia do spotkania, o ile dobrze pamiętam, była w okolicach 24 km/h. Miał świeżo skonfigurowany rower i niesforny bagaż zasłaniał widok z lusterek, więc naszym celem w Bydgoszczy (i nie tylko), stały się sklepy rowerowe po drodze. U mnie, "za ciężki" ładunek utrudniał prowadzenie (chodzenie). Po drodze jeszcze przebiliśmy się przez: Świecie, Bydzię, Szubin, Kcynię, Wągrowiec, Rogożno, Oborniki. W Białych Błotach za Bydgoszczą, trafiliśmy na pizzę, do lokalu wnętrzem przypominającym czytelnię, a nazwą Si ka la fą, nie wiem co. Celem uzupełnienia płynów, niemalże opróżniliśmy całą witrynkę chłodniczą. Zakończeniem upalnego dnia stała się przystań Kowale z polem namiotowym, położona nad rzeką Wartą, u brzegu na wprost ujścia rzeki Wełny. Na miejsce przybyliśmy wieczorkiem, rozpoczynała się wielorodzinna, spokojna impreza. Pole było już dobrze obłożone, więc gospodarze rozpoznając w nas ranne ptaszki, zaproponowali miejsce do spania na wyszkach wiaty, pod którą mogliśmy swobodnie ucztować, uknuć plany na kolejny dzień, doładować latarki, czy przechować sprzęt, no i... nie rozstawiać namiotów! Do czego mocno nas nie trzeba było namawiać... Sobotni dystans to 286 km, czas jazdy 11:40, pokonana wysokość 913 m, przy średniej 24,5 km/h. Maksymalna prędkość złapana tego dnia to 58,4 km/h. Wyniki Piotra mogły być podobne, lecz zupełnie inne ;). Temperatury rosły od 11°C do 34°C, co średnio wyszło 21°C.

O 6:36 wystartowaliśmy w niedzielny etap wyprawy. Dobrze obudził nas spory podjazd, na który trzeba się było wedrzeć wyjeżdżając z miejscowości. Po 200 km, przejechanych w 8:30 i pokonanych 364 m przepłaszczenia ;) , dotarliśmy do przecichej agroturystyki w Iłowej (jako jedyni goście  ;D ). Termometr wskazywał od 14°C do 27°C, przy średniej 22°C - wyszło, że jest cieplej. Po drodze, dzień zrobił się chmurny i wietrzny, wiatraki przed nami kręciły się w złą stronę. Nasza średnia 23.5 km/h uległa tym podmuchom, a maksymalna prędkość 49.3 km/h potwierdzała, że nie było już za bardzo dużych górek... Kilka kilometrów postanowiliśmy dołożyć do proponowanej przez nawigację trasy, żeby uniknąć taplania się w żwirze :P . Poza omijaniem większości (cokolwiek znanych nam  ;) ) miejscowości, odwiedziliśmy Grodzisk Wielkopolski i liznęliśmy Nową Sól o przedmieścia, a stołowaliśmy w Żaganiu. Przy czym, spory kawałek przejechaliśmy "torem" szlaku kolejowego i mijane dawne dworce z nazwami stacji, obiekty zabytkowej inżynierii - mosty, wiadukty, wyznaczały rytm naszej podróży wśród niezabudowanej przyrody. Jedynym utrudnieniem szlaku, koniecznym do odnotowania, były skomplikowane szykany na przejazdach przez drogi, którymi zupełnie niepotrzebnie zastąpiono dawne rogatki ;) (zapory/szlabany).

Kolejny dzień, a sporo skupienia wymagało, żeby zauważyć poniedziałek ;) , to dystans 153 km w 8:15, gdzie od 90 km trasy zaczęły się jakieś górki, na które trzeba było się wdrapać 1,029 km. Osiągnięte prędkości: śr. 18.6 km/h i max 67.5 km/h - potwierdzają, że płasko już było... kiedyś. Wskazania termometrów oscylowały wokół 19°C. Rześki poranek 9°C, wygrzał się w ciągu dnia do 29°C. Za to nie wiało. Jednak więcej emocji, nawet od przekraczania granic międzypaństwowych ;) , wynikało z poszukiwania koleżanki Asi w Gorlitz, która do nas dołączyła oraz niepewność, czy uda nam się dotrzeć do Jetřichovic (minimum), czy Děčína, do ekipy zmierzającej na zlot przez Drezno. Udało się, choć wypadło to jeszcze trochę dalej... Trasa biegła pięknie, najpierw do granicy, potem wzdłuż granicznej Nysy Łużyckiej, ale po saksońskiej stronie. Gdzie chyba też kiedyś jeździła kolejka (płasko) ;) i przez skansen albo rezerwat, uśpione za dnia miasteczka, jak Ostritz, których jeszcze nie odnalazł pośpiech. Dopiero od Żytawy (Zittau) czas wyrwał do przodu, samochody gnały tak tłumnie, że odbiliśmy z wyznaczonej trasy w mniej ruchliwe drogi. Krajobraz skansenu i rezerwatu przyrody nasycał się wraz z kolejnymi podjazdami i zjazdami, szczególnie po przejechaniu za trzy kamienie (graniczne), przez miejscowości o nazwach, które tylko Asia wiedziała jak wymawiać. Niektóre z nazw, dla przyswojenia, znalazły swoje uproszczone zamienniki 8) jak: Jagermeister... Coś w ten deseń zwieńczyło wspólnie spędzony późny wieczór ;), na campingu i wreszcie przydały się namioty.

Przez to wszystko wtorek nie mógł rozpocząć się od samego rana. Zanotowane podczas jazdy temperatury: 22°C do 37°C i średnio w okolicy 27°C wskazywały, że zrobiło się gorąco... Piękny dzień, wystartowaliśmy wszyscy razem do celu wyprawy tuż przed południem. Jednak po drodze zaliczyliśmy przerwę nad jeziorem Milada, w okolicy Chabařovic... zbiornikiem sztucznym pokopalnianym, z wodą nadającą się do pływania, więc kąpiel była. Te dwa odcinki, to dystans ~50 km do pokonania, zajął nam niecałe 3 godziny jazdy z prędkością średnią 16,1 - 17,6 km/h. Najpierw wzdłuż Łaby, potem trochę podjazdów, przez miasta: Uście nad Łabą i Cieplice (Ústí nad Labem, Teplice). Wzdłuż rzeki wiodła nas droga rowerowa, a przez miasta raczej ulice, pasy dla rowerów. Nad zbiornik prowadziła droga o ograniczonym ruchu samochodów.

Na miejscu zlotu w Oseku, ze względu na upały, jeziora jak i Orlovský pivovar, stały się głównymi punktami orientacyjnymi w programie ;).

https://youtube.com/playlist?list=PLCgTY4-cQYcP_uwvrgWi1C96o6N_xAUOC&feature=shared

Miłego oglądania :)
« Ostatnia zmiana: Września 16, 2024, 11:16:57 pm wysłana przez osesku »