Autor Wątek: Pławniowice velo meeting  (Przeczytany 914 razy)

Jacekddd

  • kolarz na poziomie
  • ***
  • Wiadomości: 124
Pławniowice velo meeting
« dnia: Wrzesień 03, 2023, 12:47:31 pm »
Dzień dobry.

Pragnę zaraportować małe spotkanie velo jakie odbyło się w Pławniowicach w dniu 1 września (w piątek).
Udział wzięli Jakub, Krzysztof i ja. Jak widać nie był to wielki zlot a raczej właśnie spotkanie.
Lokalizacja, ostatecznie wybrana przez Krzysztofa, była w ogólnym zamyśle tak położona, żeby każdy z nas był w stanie się tam pojawić. Jakub tego samego dnia musiał wrócić tak więc od niego to było 80km.
Krzysztof i ja mieliśmy w jedną stronę prawie dwieście i 150km.
Z Jakubem spotkaliśmy się w drodze przed Żorami i tu muszę zauważyć, że tereny w jego okolicach mają bardzo ciekawy profil umożliwiający dość płynną jazdę na długich odcinkach. Jakub przejechał około 30km, spotkaliśmy się w trasie i przejechaliśmy wspólnie ponad 50km do celu gdzie w drodze ale u celu spotkaliśmy Krzysztofa.

Po krótkim postoju pod lokalnym zabytkiem i małej rundce po miejscowości zrobiliśmy sobie postój nad wodą.
Mieliśmy w ten sposób około 2 godzin na miejscu.
Po pożegnaniu Jakuba, który wracał w kierunku na południe pojechaliśmy z Krzysztofem na nocleg w odległej o 20km miejscowości o pięknej nazwie Zimna Wódka, którą znam z zeszłorocznej wyprawy Holandia - Polska.
W nocy nieźle lało ale nad ranem zrobiło się pięknie. Ponieważ to było pierwsze nasze spotkanie z Krzysztofem gruntownie przedyskutowaliśmy temat velo ( z Jakubem miałem po temu okazję niedawno w Krakowie ). Do tego stopnia, że w drogę do Krakowa wyruszyliśmy dopiero o 11:46 !
Velo, po pokonaniu ok 160km wylądowały tuż po zmroku w garażu a Krzysztof spotkał się z moją rodziną i zaczął się zastanawiać co dalej. W dniu dzisiejszym po noclegu u mnie podjął decyzję - kierunek Gubałówka i wyruszył dziś około godziny 10:50 w drogę malowniczą, pełną przewyższeń, ostrych i krętych zjazdów czyli kwintesencję mojej okolicy z widokami zapierającymi dech w piersi w bonusie.
Jak widać to może nie być koniec historii.

Wątek pozwoliłem sobie założyć również po to aby było gdzie podlinkować zdjęcia i filmy jeśli uda się coś zmontować.


PS. Ja zapominam zawsze o najważniejszym: Panowie Jakub i Krzysztof uprzejmie dziękuję za możliwość spotkania z wami.
To była prawdziwa przyjemność.
Moje foto ze spotkania
https://www.facebook.com/jacek.florek.5/posts/pfbid0T9vY4WpmMKj6Uwh8aDAUj9y1La661DBTmjC7GUdrnyBHJkpCFSfpMfPmHb1NPbecl
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 03, 2023, 01:14:33 pm wysłana przez Jacekddd »

Chris

  • kolarz na poziomie
  • ***
  • Wiadomości: 168
Odp: Pławniowice velo meeting
« Odpowiedź #1 dnia: Wrzesień 03, 2023, 05:19:01 pm »
No proszę

Mafia velomobilowa w komplecie  8)

Może gdzieś tam jest jeszcze ktoś skitrany z velo i się nie pokazuje to może do Was dołączy.

klubowy

  • całkiem inny wariat
  • *****
  • Wiadomości: 519
Odp: Pławniowice velo meeting
« Odpowiedź #2 dnia: Wrzesień 03, 2023, 06:22:13 pm »
Serdeczne dzięki za spotkanie. Była okazją do wspólnego kręcenia, wymiany doświadczeń i podpatrzenia co w trawie innych velomobilach piszczy.

Wyruszyłem z domu rano po 9 i bardzo rekreacyjnym tempem udałem się do Żor,


Gdzie na obrzeżach spotkałem się z Jackiem



I razem udaliśmy się w stronę zachodzącego słońca Pławnowic.



Synchronizacja była na najwyższym poziomie, bo spotkaliśmy Krzysztofa zaledwie 200m od celu.








Po krótkiej przejażdżce podczas której udało nam się dokonać prób toczenia (wszystkie orp-ki wypadły bardzo podobnie) przyszedł czas na popas, a później powrót do domu.

Z ciekawostek, to analizując trasę Jacka i Krzysztofa na odcinku Oświęcim - Kraków i porównując poszczególne segmenty na Stravie, to widać że nieźle zasuwają =)

Panowie, dzięki za wspólnie spędzony czas!



Ja, nie wiem, co to sen.
Objeżdżam nocą, to co spawałem w dzień...

Jacekddd

  • kolarz na poziomie
  • ***
  • Wiadomości: 124
Odp: Pławniowice velo meeting
« Odpowiedź #3 dnia: Wrzesień 03, 2023, 09:12:40 pm »

Z ciekawostek, to analizując trasę Jacka i Krzysztofa na odcinku Oświęcim - Kraków i porównując poszczególne segmenty na Stravie, to widać że nieźle zasuwają =)

Panowie, dzięki za wspólnie spędzony czas!

Jakubie dziękuję za spotkanie, zdjęcia i wspólne kręcenie.
Co do jazdy to Krzysztof po płaskim i przy dobrym asfalcie jedzie ok 42km/h.
Myślę, że gdyby nawierzchnia była szosowa byłoby 1-2km/h więcej.
Dalej spekulując gdyby poprawić u niego pracę zawieszenia tylnego koła dodałbym kolejne 2+
Co do mnie to tam gdzie on jechał 42 ja w trasie ok 100km normalnie jadę ok 40.
Jadąc u niego na kole, tym razem, możliwe byłoby ok 45km/h. Może więcej.
Niestety to jest jednak kręty odcinek, trzeba uważać na rowerzystów i coś co chwila spowalnia.
Krzysztof ze mną jechał na luźnej nodze więc jego przyspieszenie mnie wypycha poza poziom tlenowy
a szczególnie po tylu km. Nierówna nawierzchnia i zjazdy to całkiem inny temat.

Wedle relacji Krzysztof dotarł dziś, nie bez przygód pogodowo/nawigacyjnych, do Zakopanego i nocuje w okolicy.
Wygląda na to, że swoją wyprawę zamierza kontynuować.

PS. Co do Stravy to teraz dopiero zauważyłem i faktycznie ale to niedobrze bo zaraz ktoś to oflaguje i wszystko zablokują.
Już tak miałem, niektóre zjazdy z tego powodu specjalnie lekko hamuję inaczej szykanują jako poziomych.

PS2. Krzysztof najwyraźniej zaliczył lans w Zakopanem a w drodze powrotnej ponownie zatrzymał się u mnie. Nazajutrz pojechał do siebie zaliczając najdłuższy etap wypadu. Miejmy nadzieję, że pofatyguje się na forum by podzielić się z nami szczegółami.

PS3. Napiszę to ponieważ koledzy albo nie rozwinęli swoich tematów albo już jest po temacie więc żeby mi się nie zapomniało. Po przejechaniu trochę km z obu kolegami pozwolę sobie na kilka obserwacji w kolejności chronologicznej.
- Jakub w trasie ok 200km na płaskim wale ścieżce jedzie po ok 110-120km 30km/h tak więc to co najbardziej trzyma w jego przypadku to górki, w moim też.
- Jakub i Krzysztof są mocniejsi ode mnie, nie wiem jak z wytrzymałością u Jakuba, aż tak długiej trasy razem nie jechaliśmy naraz a Krzysztof jedzie na takich watach, że wytrzymałości we wspólnej jeździe nie jestem w stanie porównać bo on się nie zmęczy przy mnie przez górki.
- Krzysztof, jak już gdzieś napisałem jedzie po płaskim na równym >40km/h więc jego trasa 250km vśr36km/h to nie jakieś cuda tylko normalna vśr jeśli profil i asfalt są dobre. Jeśli ja przy moich typowych 36km/h podaję ok 100-110Wat (plus bujanie) a przy 42km/h ok 150Wat (+b).
- Z tych dwóch spraw wynika, że Jakub podaje przynajmniej 20% więcej mocy niż ja w trasie a Krzysztof przynajmniej 30%. Być może są sobie bliscy a jednocześnie dzieli ich własna masa na korzyść Krzysztofa.
- To ostatnie wskazuje na konstrukcję ich velo, masę łączną, opory aerodynamiczne i efekt w porównaniu do moich.
- Na zjazdach mamy podobne prędkości ale mamy różne masy więc mamy różne zapotrzebowanie na moc. Rozmawiając z Krzysztofem pierwszego wieczoru powiedziałem, że wygląda jakby nasze krzywe mocy oscylowały w pobliżu siebie w przedziale 40-50km/h. Niestety ze względu na pracę zawieszenia Krzysztof nie puszczał się zbyt często dużo szybciej. Miałem wrażenie, że żeby podgonić na zjeździe w konfiguracji otwartej muszę dociągnąć blendę i siąść nisko.
- Tak jak Jakub zauważył test toczenia dał nam podobne wyniki więc opory toczenia mamy proporcjonalne do naszych mas i podobne. To pozytywnie może świadczyć o Mini Cab Biku bo Jakub ma solidne opony ale może mamy zbieżność z Krzysztofem. On coś podejrzewa a ja nie odczuwam efektów ale nie robiłem testów więc możemy mieć ale nie koniecznie skoro po płaskim dajemy radę jechać dość szybko a moja kondycje nie urosła przecież cudownie.
- Czynnikiem niepewnym jest Krzysztof bo ma potężny power i moją masę więc nie dużą. Pod górę pomimo podobnej masy (mam więcej bagażu) idzie jak rakieta zresztą nawet jak rusza od startu widać przyspieszenie, które przychodzi mu z łatwością. Jest gruntownie wytrenowany. Większe pole powierzchni przekroju poprzecznego może być kompensowane pełnym obudowaniem (prócz głowy) a większych prędkości (>60) nie widziałem (patrz  zawieszenie). Z pewnością musi mieć straty na pracy zawieszenia (wszyscy je mamy) nieco większe. Założył sportowe opony więc opory toczenia miałby nominalnie mniejsze.
- Spekulowałbym, że z foam collar (było na nie za ciepło) powinienem mieć lepszy zjazd odrobinę ale znowu żeby mieć pewność trzeba sprawdzić a na tych wspólnych (3 velo) km nie było warunków. Poza tym obaj panowie mają pełną obudowę więc u Krzysztofa może wystąpić niewielka interferencja u mnie większa co może zmieniać Cx w funkcji prędkości w każdą stronę. Velo Jakuba tylko nie ma tej niepewności jako kompletnie obudowany.
- Gdybym zobaczył te trzy velo i poznał masy całkowite nie mając tych obserwacji optował bym na szybkich zjazdach: Krzysztof, bardzo blisko Jakub i ja wyraźniej wolniej od nich. Tak nie jest. Różnice są bardziej subtelne. Nie zapominajmy o masach.
- Każdy z nas mocno korzysta gdy jest płasko i idealny asfalt. Każdy może wtedy zasuwać. Największa korzyść wydaje mi się tu dla Jakuba. Ale dla jasności opory toczenia to główne opory w każdym velo. Bo aero są mocno ograniczone. Tak książkowo toczenie i aero zrównują się w takim Queście przy 50km/h więc ogromna większość odczuć pochodzi z jazdy przy dominacji oporów toczenia a aero to są tylko chwile a toczenie to masa, czary nad oponkami i koszty kosmiczne przy odchudzaniu. Krzysztof już się za to zabrał, ja dopiero myślę, Jakub wbija ciśnienie i korzysta ze stabilnego zawieszenia. Jak teraz nad tym myślę to nie pamiętam żebym go widział jak się mu zawieszenie gdzieś wyraźnie buja na nierównościach.
- Krzysztof ogarnij to zasilanie i nawigację bo serio jestem pełen podziwu jak ty to objechałeś na czuja, po ciemku i się zupełnie nie zgubiłeś. To musi być jakaś intuicja.

Tyle chwilowo moich przemyśleń, z każdym można się nie zgodzić i mnie poprawić do czego zachęcam.
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 08, 2023, 08:28:08 pm wysłana przez Jacekddd »

chris1990

  • sympatyk na poziomie
  • **
  • Wiadomości: 31
Odp: Pławniowice velo meeting
« Odpowiedź #4 dnia: Wrzesień 12, 2023, 10:11:08 am »
Ze swojej strony także chcę serdecznie podziękować Jackowi oraz Kubie za "spotkanie na szczycie",
które miało miejsce w Pławniowicach 1-go września br.  ;) 8)
Lokalizacja zaproponowana przeze mnie okazała się nie być aż tak różowa pod pewnymi względami,
lecz nie ma co o tym tutaj wspominać. Niemniej jednak wspólnie spędzone 2,5h pozwoliły na
sprawdzenie m.in. tzw. "rolling test'u" naszych Velo względem siebie, co pozwoliło wyciągnąć ciekawe wnioski.
Wspólne dywagacje przy okrągłym stole, zagryzanie ciasta i zdjęcia nad jeziorem dla upamiętnienia
oczywiście także były. Bardzo miło spędzony czas !  8).
Końcówkę tego dnia i cały drugi dzień opisał Jacek wyżej, toteż przewinę taśmę tej historii na dzień 3-ci.

To be continued...
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 12, 2023, 10:38:21 pm wysłana przez chris1990 »

Jacekddd

  • kolarz na poziomie
  • ***
  • Wiadomości: 124
Odp: Pławniowice velo meeting
« Odpowiedź #5 dnia: Wrzesień 12, 2023, 07:25:27 pm »
Wziąłem kamerkę, nie wziąłem karty ..
Wszystko jak leci z telefonu.

https://youtu.be/TAow8EM_uMI

chris1990

  • sympatyk na poziomie
  • **
  • Wiadomości: 31
Odp: Pławniowice velo meeting
« Odpowiedź #6 dnia: Wrzesień 12, 2023, 11:32:48 pm »
Ze swojej strony także chcę serdecznie podziękować Jackowi oraz Kubie za "spotkanie na szczycie",
które miało miejsce w Pławniowicach 1-go września br.  ;) 8)
Lokalizacja zaproponowana przeze mnie okazała się nie być aż tak różowa pod pewnymi względami,
lecz nie ma co o tym tutaj wspominać. Niemniej jednak wspólnie spędzone 2,5h pozwoliły na
sprawdzenie m.in. tzw. "rolling test'u" naszych Velo względem siebie, co pozwoliło wyciągnąć ciekawe wnioski.
Wspólne dywagacje przy okrągłym stole, zagryzanie ciasta i zdjęcia nad jeziorem dla upamiętnienia
oczywiście także były. Bardzo miło spędzony czas !  8).
Końcówkę tego dnia i cały drugi dzień opisał Jacek wyżej, toteż przewinę taśmę tej historii na dzień 3-ci.

Scenariusz tej historii przewrócił się kilkukrotnie do góry nogami, gdzie z tego wszystkiego wylądowałem, jak wspomniał Jacek w Krakowie. Wraz ze swoim Velo ("prototyp") oddalam się od domu (okolice Wrocławia), co stawia jeszcze większy znak zapytania pod tytułem "Jak to dalej będzie ? " (2'go dnia chciałem wracać ok.170km do siebie). Ano po spędzonej nocy u Jacka (bardzo mile spędzony czas wraz z układaniem klocków LEGO do 23:00 :) ) nazajutrz (3 dzień) stwierdziłem, że nie odpuszczę Gubałówki, którą
cholernie chciałem zrobić 4 lata temu, gdzie ostatecznie nie wyszło z czasem. Mówię sobie, co będzie, to będzie, więc  dzień 3'ci stał się "etapem górskim" ok.130km. Lecę przez lokalne podjazdy na Zakopane od strony Chochoła, gdzie na horyzoncie wiszą czarne chmury. Finalnie, 6km przed miejscem docelowym (Kiry k.Zakopanego=nocleg) dopada mnie burza z piorunami i ulewą, pięknie ! :).
Kolejny dzień przewidywał powrót do Krakowa (znów etap górski :P ), jednak po analizie nieba nad Tatrami stwierdzam, że lepsze zdjęcia będą dzień póżniej, dlatego dnia 4'go zaklepuję drugą dobę w pensjonacie, zahaczam Lidla w Zakopanem i robię rekonesans PODJAZDU POD GUBAŁÓWKĘ OD NAJTRUDNIEJSZEJ STRONY, czyli przez SALAMANDRĘ !!!. Popołudniowo-wieczorny spacer daje mi do zrozumienia, że na pewno będzie wesoło, czyt. zrobić to na raz (zatrzymanie spodowałoby mega problem). Podczas spaceru ucieka mi lewa stopa na szutrze (efekt, czyt. dalej)...
Dnia 5-go od rana pięknie aura sprzyja, słońce świeci, a o 8:00 rano aż 7 stopni na zewnątrz...
Zapowiada się dobry dzień z superambitnym celem -> GUBAŁÓWKA PRZEZ SALAMANDRĘ
NA przełożeniu 56x42 I Z NIEPRAWIDŁOWĄ GEOMETRIĄ PRZEDNICH KÓŁ (CZYT.zbieżność do poprawy) = znacznie więcej energii trzeba włożyć, a i tak Velo nie jedzie tak, jak powinno.
Nie wspomnę o wcześniejszych kilometrach (ok.500km / 3 dni, w tym 3'ci dzień jako etap górski).
Checkpointy, które tego dnia postanowiłem zaliczyć (było ich 6) zaczynam od Domu do góry nogami, następnie Krupówki, wizyta pod Skoczniami, gdzie chłopaki mówią "Ino Ci się silnik zagrzeje :) ". Wiedziałem, że to zrobię. Zapijam colę za 12zł / 0,5L spod skoczni, zagryzam chałwę i odpalam ACDC w głośniku SONY na full tuż przed wjazdem na Salamandrę. Skręcam i pierwsza ściana o dziwo poszła w miarę, natomiast za pewien kawałek kolejna. W tym miejscu na winklu jadąc od wewnętrznej strony (jeszcze bardziej stromo) niemal stanąłem, ale udało się przekręcić korbę przez martwy punkt. Drugą część podjazdu jechałem już głową, a i na końcówce jest poprawka z 3 ścianą :P. Ludzi idących pieszo zatyka z wrażenia...
ZROBIŁEM TO !!!
...Z punktu widzenia zawodnika (amatora zaawansowanego = 8 lat ścigania ze stawaniem na pudle nieraz) takie podjazdy na treningach wciągałem jedną nogą, ale z perspektywy Velomobila, który z bagażem ważył ok.45kg, to zupełnie inna liga...
Przyznam, że nigdy w życiu nie jechałem z taką kadencją i nie włożyłem tyle siły w tej pozycji, co
podczas tego podjazdu. Gdyby przełożenie byłoby bardziej ludzkie, to i tak wyzwanie byłoby moim zdaniem bardzo trudne, a tak aż ciężko uwierzyć (szkoda, że nikt tego nie nagrał...).
Kontynuując. Gubałówka zawalona koszmarnie, ale na szczęście znajduję punkt widokowy, gdzie cieszę się
osobiście całym sobą. Wpadają piękne i wyjątkowe zdjęcia, kupuję bryloczek z napisem "Gubałówka", gdzie będę otwierał sobie garaż, w którym trzymam Velo. Łapię na "do widzenia" lokalne kontakty w Zakopanem.
Żegnam się z Gubałówką zahaczając o legendarną Starszą Panią (84 lata), która dzień w dzień sprzedaje pod budką oscypki, żurawinkę, etc. w BIAŁYM DUNAJCU. Zajeżdżam jako "posłaniec Boży", przypominam się, że byłem tutaj 4 lata temu (pamiętała mnie po głosie) i wracam do Krakowa nadal przez góry, robiąc tego dnia znów ok.140km :). Melduję się ok. 0:20 w nocy u Jacka.
6'go dnia po przespaniu może z max 5h (bardziej 4h) decyduję się po tym wszystkim na jednodniowy strzał do domu (300km na raz ze zbieżnością przednich kół do poprawy = Velo jedzie z oporem, niczym deptanie w beton, pięknie). Okazało się, że Achilles już zaczął odzywać się po poniedziałkowym spacerze i nawet APAP na niewiele się zdał tego dnia.
Do domu wracam ok.1:20 w nocy robiąc najdłuższy etap Velo, jaki do tej pory na nim zrobiłem od momentu zakupu...

Reasumując:
1. Ok. 960km / 6dni, z czego 940km / 5dni (w tym 2 dni etapy górskie + 300km ostatniego dnia na raz).
2. Cel osiągnięty bez strat fizycznych (powrót w jednym kawałku). Do dziś jeszcze czuję przeciążenie  stawów, ścięgien, itd. w nogach, a Achilles spowodował napuchnięcie połowy lewej stopy po tym wszystkim = efekty spaceru pieszego pod Gubałówkę, gdzie noga uciekła na szutrze). Po powrocie: w sobotę regeneracyjnie 55km Velo, w niedzielę 150km na zimówce...
3. Emocje i wrażenia BEZCENNE, a zadanie było PRZECHOLERNIE TRUDNE DO ZROBIENIA !
U mnie jednak nie ma miękkiej gry, a naklejka na tablicy Zakopane "Go hard or go home" dodała mi jeszcze motywacji, gdy robiłem zdjęcia dnia 4'go.
4. Poznałem nowe osoby, z którymi przeżyłem świetne (nowe) chwile !!!.
Wielkie podziękowania dla Kuby i Jacka wraz z Jego Rodziną za tolerancyjność oraz wyrozumiałość,
a także za elastyczność czasową. Jazda do Krakowa, w tym także przez WTR była epicka !!!
5. Jest wiele spostrzeżeń i zmian, które muszę  wdrożyć w kilkuetapowe wyjazdy Velo (nauczka na przyszłość).

Zapamiętam te dni do końca swojego życia !
Dziękuję za ten czas !

PS: Nie wiem, jak wkleja się zdjęcia na forum, aby były widoczne.
Chciałbym podzielić się na pamiątkę ze Wszystkimi tymi chwilami !
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 16, 2023, 09:42:22 pm wysłana przez chris1990 »

klubowy

  • całkiem inny wariat
  • *****
  • Wiadomości: 519
Odp: Pławniowice velo meeting
« Odpowiedź #7 dnia: Wrzesień 15, 2023, 06:17:45 pm »
Krótki zapis video...

https://youtu.be/37XPElFu5ho?si=NW1m9qaKej4O4JZ8

Btw, cytując klasyka, Krzysiek "Jest jak jebany Terminator". Na Gubałówkę, Salamandrą, na takim przełożeniu - szacun!
Ja, nie wiem, co to sen.
Objeżdżam nocą, to co spawałem w dzień...

Jacekddd

  • kolarz na poziomie
  • ***
  • Wiadomości: 124
Odp: Pławniowice velo meeting
« Odpowiedź #8 dnia: Wrzesień 16, 2023, 04:12:32 pm »

PS: Nie wiem, jak wkleja się zdjęcia na forum, aby były widoczne.
Chciałbym podzielić się na pamiątkę ze Wszystkimi tymi chwilami !

Zdjęcia trzeba gdzieś wrzucić i zalinkować przyciskiem umieść obrazek w tekście posta.
Na przykład Jakub użył w swoim tekście takiego linka
https://i.postimg.cc/kXbQV0Kq/IMG20230901104126.jpg
który został  ujęty w takie dwa wpisy ..[usuń img]...[usuń /img]......
Czyli tutaj wrzucasz zdjęcie:
https://i.postimg.cc
i masz własny link.

Jakubie dziękuję za film. Like.
Może masz jakiś materiał z naszego przejazdu 50k od Żorów?
Spora część była po fajnej trasie.
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 18, 2023, 09:47:12 pm wysłana przez Jacekddd »

chris1990

  • sympatyk na poziomie
  • **
  • Wiadomości: 31
Odp: Pławniowice velo meeting
« Odpowiedź #9 dnia: Wrzesień 18, 2023, 11:07:02 pm »
Aktualnie tworzę pamiątkowy wpis z poszczególnych dni z całego wyjazdu.
Gdy skończę, mogę zamieścić go tutaj (będzie sporym elaboratem).
Oczywiście, jeśli zainteresowani będą chcieli choć kawałek przeczytać...

PS: Podejrzewam, że nigdy w historii Gubałówki żaden Velomobil na nią nie wjechał,
a zwłaszcza przez Salamandrę i na takim przełożeniu (56x42) po przejechanych
ok.500km przez ostatnie 3 dni z niepoprawną zbieżnością przednich kół :P.
Nadal myślę, że to było na granicy siły mięśniowej, ścięgien, itd. i próbuję wciąż
skumać, jak to zrobiłem... Motywacją i ambicją !!! Dobrze, bo góralom na Gubałówce
kapcie pospadały z wrażenia :).
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 18, 2023, 11:16:53 pm wysłana przez chris1990 »

Jacekddd

  • kolarz na poziomie
  • ***
  • Wiadomości: 124
Odp: Pławniowice velo meeting
« Odpowiedź #10 dnia: Wrzesień 22, 2023, 07:05:16 pm »
Oczywiście, jeśli zainteresowani będą chcieli choć kawałek przeczytać...

PS: Podejrzewam, że nigdy w historii Gubałówki żaden Velomobil na nią nie wjechał,
Pewnie ktoś przeczyta ;-)

Przypominam, że rolling test wyszedł nam podobnie więc albo wszyscy trzej mamy zbieżność albo nikt nie ma. Ja jeżdżę podobnie jak rok temu może + 1-3km/h więc hipoteza o zbieżności jest naciągana.

PS.2. Właśnie wyobraziłem sobie Krzyśka naparzającego na 10%+ nachylenia każdym kopnięciem bujając tyłem jak na sprężynie i posuwając się skokami naprzód albo właściwie to skokami w górę .... i taki to mam obraz.
« Ostatnia zmiana: Wrzesień 23, 2023, 11:42:50 am wysłana przez Jacekddd »

babba

  • sympatyk
  • *
  • Wiadomości: 1
Odp: Pławniowice velo meeting
« Odpowiedź #11 dnia: Październik 02, 2023, 09:57:44 am »
Ten czerwony wygląda jak Ferrari :>



__________________________
https://www.medipakiet.pl/blog/wozki-inwalidzkie-rodzaje-i-dofinansowanie/

chris1990

  • sympatyk na poziomie
  • **
  • Wiadomości: 31
Odp: Pławniowice velo meeting
« Odpowiedź #12 dnia: Październik 02, 2023, 12:17:01 pm »
Zamieszczam zainteresowanym wyjątkowy opis ze zdobycia Gubałówki (Zakopane) Velomobilem !!!
Miłego czytania ! :


Velo meeting (Pławniowice) + Zakopane (GUBAŁÓWKA przez Salamandrę) - 1.09.-6.09.2023r.




DAY 1:   (1.09.2023r.)
Pasikurowice - Pławniowice (dojazd na Velo meeting) - Zimna Wódka = ok.200km


Punktem docelowym tego dnia był Pałac w Pławniowicach, gdzie we trójkę wraz
ze swoimi Velomobilami (Ja + Jacek z Krakowa + Kuba ze Śląska) chcieliśmy spotkać się
i zrobić pamiątkowe zdjęcia m.in. na tle pięknego pałacu.
Ruszam po 9:00 spod domu mając na miejsce zbiórki ok.170km w jedną stronę.
Dojeżdzam ok.14:40, gdzie po chwili zajeżdzają chłopaki. Wspólnie poznajemy się,
gdzie po chwili "próbujemy" wynegocjować wejście wraz z Velomobilami na teren pałacu.
Niestety okazuje się to niemożliwe... W tej sytuacji robię zdjęcia i video na terenie pałacu
bez Velo, a następnie udajemy się koło mostu, aby pstryknąć kilka wspólnych zdjęć.
Kolejno kręcimy kilka kilometrów dla wspólnego funu :). Super chwile !!!.
Przy niższych prędkościach robimy sobie zdjęcia podczas jazdy i kręcimy video.
Przeprowadzamy tzw. "rolling test", czyli  tzw. test toczenia, gdzie wypadam
ze wszystkich Velo najgorzej (5m straty do Questa) (być może to przez nieprawidłową
do końca zbieżność przednich kół).

Trzeba podkreślić, że były to "historyczne", wspólne kilometry, gdzie w Polsce,
jak dotąd nie spotkało się aż tyle Velomobilów w jednym czasie !!!


Dalej postanawiamy udać się do knajpki przy jeziorze, gdzie wspólnie dywagujemy
na tematy Velo i okołovelomobilowe. Na koniec prosimy ludzi o wykonanie kilku
upamiętniających zdjęć nad jeziorem i żegnamy się z Kubą (musiał wracać do siebie).
Wspólnie z Jackiem bukujemy sobie nocleg we wsi Zimna Wódka i udajemy się do tej
miejscowości. Po dojechaniu na miejsce dywagujemy i korzystając z okazji
wsiadam do Questa XS Jacka (bez jazdy) i dzielę się spostrzeżeniami na pierwszy rzut oka.
Jacek rzuca hasło wspólnej jazdy nazajutrz do Krakowa (do siebie), gdzie nie będzie
żadnego problemu z noclegiem, itd. Mam temat, z którym potrzebuję się przespać...


DAY 2:   (2.09.2023r.)
Zimna Wódka - Kraków = ok.155km


Dzień zaczynamy od wspólnego śniadania, gdzie zapada decyzja. Lecimy na Kraków !
Ruszamy dopiero przed 12:00. Mając w perspektywie nocleg u Jacka jestem o tą kwestią
spokojny, dlatego pozostaje nam poprostu jechać. Cała trasa przebiegała w lekko pofaldowanym
terenie, choć krótsze i dłuższe podjazdy trafiały się, nawet z krótkimi kilkunastoprocentowymi
ściankami po drodze. Jedziemy po zmianach krajówką "44", gdzie mijamy Gliwice i następnie
kierujemy się na Oświęcim. Tam zaliczamy pit-stop i dywagujemy nt. dalszej trasy, która będzie
przebiegać m.in. po WTR (Wiślańskie Trasy Rowerowe). Zgodnie z zapowiedziami Jacka
zdedycowanie  warto było jechać tym odcinkiem ! Asfalty piękne, położone wzdłuż wijących się
płaskich terenów, gdzie jechało się świetnie !!!. Bywało, że w momencie, gdzie chciałbym troszkę
rozkręcić, Jacek stopował mnie trąbiąc raz (1 raz oznaczało "zwolnij", 2 razy oznaczało
"przyspiesz"). Docieramy pod dom Jacka w Krakowie ok.19:30. Wieczór spędzam z Jacka rodziną
dywagując na różne tematy, a także układając klocki Lego z synem Jacka Tomkiem do 23:00 :).
W międzyczasie myślę nad zaatakowaniem Zakopanego i najprawdopodobniej Gubałówki
(od najtrudniejszej strony)...


DAY 3:   (3.09.2023r.)
Kraków - Kiry k.Zakopanego = ok.125km (etap górski)


Podczas niedzielnego śniadania Jacek pyta mnie o scenariusz na dziś, czyli dzień 3-ci
(niedziela). Po przespaniu się z tematem postanawiam podjąć próbę zrealizowania celu,
którego 4 lata wcześniej nie zrobiłem (Pasi - Zakopane = 385km na zimówce z plecakiem 6kg
na plecach, bez snu i następnego dnia powrót 120km do Krakowa na pociąg), czyli zaatakowanie
Gubałówki z wizytą w Zakopanem ! Tym razem w innej odsłonie, bo ponad 40kg'owym
Velomobilem !!! Najważniejsze było wyjechać i przyjechać w jednym kawałku z Krakowa
i do niego wrócić, a co będzie dalej, to głowa wymyśli :). Przede mną etapy górskie
z przewyższeniami, kręte zjazdy i pewnie jazda po zmroku niekiedy w totalnie obcym
terenie. To wszystko zapowiadało pakiet emocji, wrażeń i wyjątkowych przeżyć
z perspektywy przejechania tego Velomobilem ! Ruszam z Krakowa, gdzie przez Skawinę 
i Radziszów kieruję się ku miejscowości Bęczarka. Okazuje się, że po przecięciu krajówki,
jadąc na wprost, po hopce z krótką ścianką (...>10%) kończy się asfalt... Pytam lokalną parę
o dalszy odcinek normalnej drogi i okazuje się, że jest za ok.500m, gdzie trzeba przejść lasem.
Postanawiam atakować temat przełajowo pchając Velomobila (były kamyczki, kamyki, kawałki
drzew po ścinkach, czyli bardzo duże ryzyko złapania gumy / uszkodzenia opon lub uszkodzenia
tylnego wahacza, itd. nawet bez wsiadania do wewnątrz Velo !). Pod koniec pokonywania tego
odcinka zaczyna lać... Asfalt wreszcie pozwolił wsiąść do środka będąc zmokniętym i jechać dalej,
lecz już po mokrym, co wymagało ode mnie zachowania wzmożonej ostrożności podczas jazdy.
Kieruję się na Myślenice. W tym mieście trochę błądzę próbując znaleźć właściwy azymut
na Pcim. Po wyjechaniu z miasta szukam noclegu z niedzieli na poniedziałek przeglądając
internetowe oferty w okolicach Zakopanego. Rezerwuję sobie na chwilę obecną 1 dobę
z garażowaniem Velomobila w miejscowości Kiry k.Zakopanego (8km od miasta) za 80zł/doba.
Mając spokojną głowę pokonuję odcinek, który znam, czyli kierując się na Lubień, gdzie
czeka na mnie przełęcz do pokonania (znałem ten podjazd). Od ronda zaczynającego
tą miejscowość podjazd do szczytu zajmuje mi ok.45min. Czuję się dobrze, bardziej siłowa
jazda niż kadencyjna pozwala mi pokonywać kolejne kilometry tego podjazdu. Idzie sprawnie,
pomimo tego, że nachylenie rośnie (najpierw 2-3%, potem 4-5%, następnie 7-12%).
Kieruję się w kierunku Rabki Zdrój. Tu zaliczam pit-stop na stacji benzynowej, gdzie odbijam
na drogę "958", która prowadzi od zachodniej strony do Zakopanego.
Lecę przez Czarny Dunajec, Chochołów, lecz po mojej lewej stronie widzę kotłujące się
czarno-siwe chmury zapowiadające mało optymistyczny dla mnie scenariusz. Myślę sobie:
"Albo zdążę albo nie". Ostatecznie 6km przed miejscowością Kiry i pensjonatem, w którym
zaklepałem sobie ów nocleg dopada mnie burza (ulewa, pioruny, błyski). Bywa i tak...
Osłona aero z pleksy, którą zrobiłem dzień przed wyjazdem chroni mnie przed wlaniem
masy wody do środka, ale i tak ubranie jest powiedzmy mokre. Dojeżdżam do pensjonatu,
chowam Velomobil do zamykanego na pilot garażu i aklimatyzuję się w pokoju dzwoniąc
po pizzę. Zamawiam ją z dodatkami i z dowozem za 65zł (nie było innego wyjścia w niedzielę
wieczorem, a zjeść należało). Po zjedzeniu leżę pod grubym kocem prawie 1,5h, po czym biorę
prysznic i idę spać.


Ciąg dalszy w kolejnym poście.
« Ostatnia zmiana: Październik 02, 2023, 12:38:25 pm wysłana przez chris1990 »

chris1990

  • sympatyk na poziomie
  • **
  • Wiadomości: 31
Odp: Pławniowice velo meeting
« Odpowiedź #13 dnia: Październik 02, 2023, 12:17:38 pm »
DAY 4:   (4.09.2023r.)
Kiry - Zakopane - Kiry = ok.20km + spacer pieszo na Gubałówkę (ok.45min)


Scenariusz tego dnia zakładał powrót do Krakowa z uprzednio zaliczeniem wszystkich
zaplanowanych miejsc w okolicy z wisienką na torcie, czyli Gubałówką. Sprawdzam jednak
prognozy i analizuję niebo nad Tatrami przy pomocy meteo.pl i dochodzę do wniosku,
że nazajutrz będzie ono wyglądało jeszcze lepiej, a na pamiątkowych zdjęciach mi najbardziej
zależało !!! Tym bardziej, że najprawdopodobniej drugi raz w życiu tym Velomobilem tutaj
już nie przyjadę. Zapada decyzja, zostaję !. Dzwonię do Jacka z pytaniem, czy mogę przyjechać
dzień później do Krakowa, a właścicielkę pensjonatu zapytuję o dodatkową dobę.
Z obu stron mam zielone światło, dlatego myślę o zorganizowaniu tego dnia (poniedziałku).
Przeglądam na mapie podjazd (Salamandra), który jest ponoć najtrudniejszym do wjechania
na Gubałówkę  i stwierdziłem, że obowiązkowo trzeba zrobić rekonesans względem wjeżdżania
nim Velo. W ramach "luźniejszego dnia" planuję kolejno: zakupy w Zakopanem (np. Lidl),
gdzie uzupełniam wszystko i mam nadzieję kupić jakieś buty zwykłe do wchodzenia
oraz kamizelkę i parę innych rzeczy (nic poza kolarskimi ubraniami nie wziąłem na przebranie,
bo scenariusz tej historii obrócił się już kilkukrotnie), a następnie popołudniu pójść na spacer
na Gubałówkę przez  Salamandrę (pieszo ok.3h w obie strony). Po śniadaniu jadę do Zakopanego
i robię zakupy w Lidlu, gdzie praktycznie wszystko kupuję, co zamierzałem. W drodze powrotnej
zatrzymuję się co jakiś czas, aby zrobić upamiętniające zdjęcia, w tym obowiązkowo przy tablicy
"Zakopane". Naklejka przyklejona do znaku "Go hard or go home" dodaje mi motywacji, którą
będę potrzebował na następny dzień !. Wracam do pensjonatu (w obie strony wyszło ok.20km),
po czym zbierając się na popołudniowy posiłek poznaję uroczą Gabrysię, która jak okazało się
przyjechała na "Tatra Adventure" i pomyliła pensjonaty. Poznajemy się, wymieniamy numerami
i proponuję wspólny spacer na zachód słońca na Gubałówce. Po 18:00 dostaję telefon,
że możemy podjechać kawałek Jej autem, aby przyoszczędzić czasu na wchodzeniu.
Bocznymi drogami od Kirów dostajemy się do Kościeliska, gdzie skręcamy w lewo i odbijamy
na Salamandrę. Patrząc na początek podjazdu myślę sobie, że jutro będzie wesoło :).
Parkujemy w 1/3 długości Salamandry i pozostałe 2/3 tego podjazdu i kawałek Gubałówki
pokonujemy pieszo. Niestety ciemno-siwe chmury pachną deszczem, a z ładnego zachodu
słońca są niestety nici. Ten scenariusz powoduje, że raptem chwilę spędzamy na szczycie,
po czym zawracamy. Podczas spaceru dywagujemy i słuchamy muzyki "worshipowej"
z głośnika SONY, którego zabrałem na cały wyjazd. Miło spędzony czas.
Po wszystkim Gabrysia odwozi mnie do pensjonatu i żegnamy się. Wieczorem dołączam
na chwilę do rozdania gry Scrable starszej Pani z wnuczkiem, ktorzy przyjechali z Warszawy
i są ponoć tutaj stałymi bywalcami. Ładuję baterie mentalnie na kolejny dzień i idę spać.


DAY 5:   (5.09.2023r.)
Kiry - Zakopane (Gubałówka przez Salamandrę) - Kraków = ok.150km (etap górski)


Od samego rana aura pięknie sprzyja, słońce świeci, a o 8:00 rano aż 7 stopni na zewnątrz...
Zapowiada się świetny dzień z superambitnym celem -> GUBAŁÓWKĄ PRZEZ SALAMANDRĘ
na przełożeniu 56x42 I Z NIEPRAWIDŁOWĄ GEOMETRIĄ PRZEDNICH KÓŁ
(CZYT.zbieżność do
poprawy) = znacznie więcej energii trzeba włożyć, a i tak Velo nie jedzie tak, jak powinno !.
Nie wspomnę o wcześniejszych kilometrach (ok.500km / 3 dni, w tym 3'ci dzień jako etap
górski). Checkpointy, które tego dnia postanowiłem zaliczyć (było ich 6) zaczynam od
Domu do góry nogami, następnie Krupówki (przejazd od samej góry do dołu z postojami na
zdjęcia), wizyta pod Skoczniami (Mała / Średnia i Wielka Krokiew), gdzie chłopaki mówią:
"Ino Ci się silnik zagrzeje :) ". Wiedziałem, że to zrobię !. Zapijam colę za 12zł / 0,5L spod skoczni,
zagryzam chałwę i odpalam ACDC w głośniku SONY na full tuż przed wjazdem na Salamandrę
jadąc przez Kościelisko. Skręcam i pierwsza ściana o dziwo poszła w miarę, natomiast za pewien
kawałek kolejna. Jadę po łuku w lewo, patrzę i przede mną gwóżdź programu (czyt. Salamandry)
i myślę sobie: "Ja pitole"! Kadencja przed tym "ząbkiem"mizerna, a tu zaraz poprawka !
Wjadę to ! W tym miejscu na winklu jadąc od wewnętrznej strony (jeszcze bardziej stromo)
niemal stanąłem, ale udało się przekręcić korbę przez martwy punkt. Drugą część podjazdu
jechałem już głową ("do tego domku", "do tego znaku", "do tych ludzi", "do tego drzewa").
Na koniec jest poprawka z 3 ścianą. "Wjedziesz to, jeszcze kawałek !!!". Pokonawszy całą
Salamandrę prawie 45kg'owym Velo z niepoprawną geometrią ciężko było to opisać słowami,
ile siły włozyłem na tym podjeżdzie (nigdy tak siłowo nie jechałem i uważam, że jechałem
już na granicy pracy nóg), ale...

ZROBIŁEM TO !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

...Z punktu widzenia zawodnika (amatora zaawansowanego = 8 lat ścigania ze stawaniem na
pudle nieraz) takie podjazdy na treningach szosą wciągałem jedną nogą, ale z perspektywy
Velomobila, który z bagażem ważył ok.45kg + półsiedząca pozycja pozioma + przejechany
wcześniej dystans + niepoprawna zbieżność przednich kół, to zupełnie inna liga...
Przyznam, że nigdy w życiu nie jechałem z taką kadencją i nie włożyłem tyle siły w tej
pozycji, co podczas tego podjazdu!. Gdyby przełożenie byłoby bardziej ludzkie, to i tak wyzwanie
byłoby moim zdaniem bardzo trudne, a tak aż ciężko uwierzyć (szkoda, że nikt tego nie nagrał...).

Kontynuując. Gubałówka zawalona koszmarnie, ale na szczęście znajduję punkt widokowy,
gdzie cieszę się osobiście całym sobą. Czekałem na ten wyjątkowy moment aż 4 lata, ale
wiedziałem, że kiedyś nadejdzie!. Wpadają piękne i wyjątkowe zdjęcia, kupuję bryloczek
z napisem "Gubałówka", gdzie będę otwierał sobie garaż, w którym trzymam Velo.
Łapię na "do widzenia" lokalne kontakty w Zakopanem. Żegnam się z Gubałówką jadąc
przez Ząb, gdzie wcześniej spada mi łańcuch z blatu na progu zwalniającym (był za wysoki).
Walczę prawie 10min, by go spowrotem założyć. Następnie odwiedzam "legendarną"
Starszą Panią (84 lata), która dzień w dzień sprzedaje pod budką oscypki, żurawinkę, etc.
w BIAŁYM DUNAJCU. Zajeżdżam jako "posłaniec Boży", przypominam się, że byłem tutaj 4 lata
temu na zimówce (pamiętała mnie po głosie) i kupuję dużego oscypka za 25zł i słoiczek
żurawinki za 15zł. "Gratis' dostaję od Starszej Pani małego oscypka, serowe frędzelki oraz 1,5L
butelkę oranżady ! :). Dziękuję serdecznie i machamy sobie na pożegnanie. Po drodze cykam
jeszcze zdjęcia przy tablicy Gliczarów Górny (słynny podjazd z TdP, lecz nie na ten Velomobil :P).
Jest już 16:00, a za ok.3h zapada zmrok, więc zapowiada się ciekawie. W Rabce Zdrój zaliczam
pit-stop, a następnie kieruję się w kierunku miejscowości Lubień, gdzie przed dłuuugim zjazdem
odpalam lampki i ubieram wszystko, co mam. Zjazd okazał się być zimnawy, ale im bliżej
Myślenic, tym cieplej. Z tego miasteczka naookoło jadę na Kraków, gdzie w pewnym momencie
spada mi łańcuch z kasety. Zatrzymuję się, by rozwiązać problem. Zajmuje mi to chwilę czasu.
Pokonując kolejne kilometry, ok.22:00 staję w miejscowości Sułkowice, ponieważ zauważam,
że padła mi druga tylna lampka. Szlag! Postanawiam podłączyć ją bezpośrednio do powerbanka
na kabelku, aby energia z powerbanka zasilała na bieżąco lampkę. Myślę nad zamocowaniem
jej do nadwozia. Za moment zatrzymuje się auto transportowe i wysiada 2 ludzi pytając mnie
o Velo (standard). Obaj pomagają mi ogarnąć zamocowanie lampki mocując je długimi trytkami
do nadwozia + dają mi kilka na zapas (moje byłyby za krótkie). Dziękuję Panom za pomoc i lecę
dalej z mniejszym stresem. Do Krakowa wjeżdżam od strony Dębników, gdzie w pewnym
momencie siada mi ktoś na koło na podjeździe ok.23:30. Zagadujemy wspólnie i kolega na szosie
przeprowadza mnie przez kawałek miasta, abym mógł dostać się na ul.Kapelanki i dalej
w kierunku Bielan do Jacka. Melduję się ok. 0:20 w nocy pod Jego domem.


DAY 6:   (6.09.2023r.)
Kraków - Pasikurowice = ok.305km !!!


Po przespaniu max 5h z uwagi na pobudkę ok.8:00 (wróciłem ok.0:20 w nocy),
wczesne (dla mnie) śniadanie zapowiada dzień pod wielkim znakiem zapytania,
zważywszy, że nie naładowałem w ogóle w nocy elektroniki (telefon + powerbank + lampki tył).
Ryzyk-fizyk dosłownie. Liczę na wsparcie panelu słonecznego (40W mocy), który rok temu
kupiłem i zamontowałem na "masce" Velo, aby pomagał mi w przypadku braku dostępu
do energii elektrycznej na bieżąco. Przy śniadaniu Jacek zapytuje mnie o plan na dziś

i bez ceregieli odpowiadam:
- Ja: "Lecę na strzała do domu".
- Jacek: "Przecież to około 300km !!!"
- Ja: "Co będzie, to będzie. Jadę."

Około 9:45 żegnam się z Jackiem dziękując za wszystko (podwójny nocleg, posiłek, itd.)
Jestem cholernie wdzięczny za pomoc, bo bez tego nie udałoby mi się zrealizować tego,
co zaplanowałem z dnia na dzień ! Przed wyruszeniem poprawiam kołpaczki (spinając je
trytkami, bo etapy górskie dały się we znaki), sprawdzam wszystko.
Staram się korzystać dziś z jedynego "koła ratunkowego" w postaci panelu słonecznego
ładując powerbanka, a następnie telefon od 0% - 25% max, czyli na styk, aby móc sprawdzić
lokalizację, dalszą drogę i wysłać smsa / zadzwonić w razie potrzeby. No to w drogę !.
Kraków objeżdżam od zachodniej strony nie wjeżdżając do centrum i nie zwiedzając
żadnych atrakcji turystycznych. Kieruję się w kierunku północnym, aby wjechać na
krajówkę "79" prowadzącą na Górny Śląsk. Gdy na nią wjeżdżam, lecę w kierunku Katowic.
Po drodze, w Chrzanowie robię pit-stop w Biedronce. Uzupełniam co trzeba i odpalam maszynę,
jadąc dalej "79'tką" przez  Jaworzno, Mysłowice. Dojeżdżam do Katowic, a tu ruch z perspektywy
Velo gigantyczny !  W międzyczasie zaliczam jazdę tunelem (nowe doświadczenie), po czym
kawałek dalej stwierdzam, że wystarczy tego stresu i trzeba stąd zwyczajnie zwiewać.
Odbijam w kierunku Bytkowa, aby dalej skierować się na krajówkę "94" prowadzącą już na Opole
i Wrocław. Przejeżdżam przez Bytom. Żegnam Górny Śląsk i w miejscowości Boniowice
objeżdżam zamkniętą drogę przez ok.15km (prawie połowa tej drogi to były bardzo słabe
asfalty). Mocno zniesmaczony wyjeżdżam w Pyskowicach, gdzie dalej kieruję się w kierunku
Strzelców Opolskich. Tutaj zaliczam kolejny pit-stop dywagując koleżeńsko na luźne tematy.
Odpalam lampki i kieruję się dalej na Opole. Mam już ok.170km zrobione, więc myślę sobie,
że po zachodzie słońca zostało jeszcze ok.130km do domu. Informuję domowników o sytuacji
na bieżąco. W dalszym planie jest: Opole, a następnie Brzeg, Oława, Jelcz-Laskowice.
Za Opolem jednak (ok.85km do celu) w przedniej lampce włącza się samoczynnie
"tryb awaryjny" (migający, poziom 2/8). Myślę sobie, "niedobrze".  Wyjeżdzając z Oławy
padają mi z kolei tylne lampki (obie). Fuck ! Zostały odblaski + słabo zipiący przód, a do celu
ok.45km... Muszę dojechać ! Odcinek do Jelcza-Laskowic z Oławy prowadzi przez słabe asfalty,
więc staram się jechać wolniej i zwalniać, jak jadą auta. Mijam Jelcz i przed Kamieńcem
Wrocławskim miewam zwidy (widziałem kogoś jadącego rowerem za mną, a to było światło
miejscowości, którą minąłem. Ponadto kogoś idącego chodnikiem, a nikogo tam nie było).
Kwestia zmęczenia, bez dwóch zdań. Zostało 25km. Dojadę ! 10km od domu pada mi przednia
lampka na amen i ostatni odcinek jadę już na samych odblaskach. Na szczęście nie jedzie żaden
pojazd, poza moim. Przyfarciłem, nie powiem ! Melduję się w domu ok.1:20 w nocy. Uff... :)


xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx


Reasumując:

1. Ok. 955km (+ spacer ok.45min) / 6dni, z czego 935km / 5dni (w tym 2 dni
etapy górskie + 305km ostatniego dnia na raz).

2. Cel osiągnięty bez strat fizycznych (powrót w jednym kawałku). Przez około tydzień czasu
po powrocie do domu czułem przeciążenie stawów, ścięgien, itd. w nogach, a Achilles
spowodował napuchnięcie połowy lewej stopy po tym wszystkim = efekty spaceru pieszego
pod Gubałówkę, gdzie lewa noga uciekła mi na szutrze).
Po powrocie: w sobotę regeneracyjnie 55km Velo, w niedzielę 150km na zimówce
z napuchniętą stopą. Po około 3 tygodniach Achilles wrócił do normy (maść + okłady zimnem).
3. Emocje i wrażenia BEZCENNE, a zadanie było PRZECHOLERNIE TRUDNE DO ZROBIENIA !
Zawsze stawiam sobie mega ambitne cele,  a ponadto naklejka na tablicy Zakopane
"Go hard or go home" dodała mi jeszcze motywacji, gdy robiłem zdjęcia dnia 4'go !.
4. Poznałem nowe osoby, z którymi przeżyłem świetne (NOWE) chwile !!!!!!!.
Wielkie podziękowania dla Jacka i Jego CAŁEJ RODZINY z Krakowa
za tolerancyjność, wyrozumiałość, a także za elastyczność czasową.
Wspólna jazda z Zimnej Wódki do Krakowa, w tym także przez meandry WTR była epicka !!!
5. Jest wiele spostrzeżeń i zmian, które muszę  wdrożyć w kilkuetapowe wyjazdy Velo
(oświetlenie (warto wziąć nawet "rezerwowe lampki" (w razie "W")) + dodatkowy powerbank
o dużej pojemności, np.20000/30000mAh, gdyż 4800mAh, który miałem, sprawdził się marnie,
ale uratował mi tyłek + nawigacja (będzie duuuży zysk czasu brutto bez marnowania go
na sprawdzanie mapy zbyt często) = nauczka na przyszłość).

Zapamiętam te dni do końca swojego życia !!!!!!!


Teraz czas na Stelvio (kolejnym, fabrycznym Velomobilem) !!!!!!!!!
The dreams come true !!!!!!!!
« Ostatnia zmiana: Październik 02, 2023, 12:33:51 pm wysłana przez chris1990 »

chris1990

  • sympatyk na poziomie
  • **
  • Wiadomości: 31