W sumie nie owo 2km/h jest najważniejsze.
Jak jedziesz sportowo, to starasz się być poniżej progu LT. Grupa może jechać "lajtowo", kiedy ty już jesteś na granicy. Mały skok prędkości i kwiczysz w rowie, całej grupie możesz jedynie pomachać, nie będziesz już w stanie dogonić grupy, która uciekła o raptem 100m (oni dalej jadą w paczce "lajtowo" albo "konkretnie", a ty musisz się "spalać".. i masz na to naście sekund, a później musisz zrobić recovery..).
Metoda jak wykończyć "nowego" jest doskonale znana w świadku kolarskim. "Rwanie" (żeby gostek lekko odpadł), podpuszczanie (żeby jednak mógł dojechać, ale tak żeby musiał wyjść ponad LT), potem malutkie przyspieszenie (żeby nie mógł przejść do recovery). Takie dwie-trzy akcje wystarczają, żeby "nowy" się zakwasił jak ogórki, a na mecie na 100% nie sprawi "niespodzianki" (bo w ogóle prawdopodobnie się na niej nie pojawi). Co prawda jak "nowy" jest bardzo mocny.. to "wykańczający" mogą dostać po "dupie" i spalić się zamiast niego

Kolarstwo to sport taktyczny, polegający na szukaniu wszelkich możliwości udupienia innych. Dlatego lubię jeździć na poziomkach, bo zysk z jazdy w grupie jest relatywnie mniejszy i nie muszę "się prosić" o paczkę.
Przykładowo.. Dla mnie "lajtowo" jest 210W (recovery), "konkretnie" 230W (FTP), próg LT na 250W (albo było, cholera wie..). Właśnie wspomniane 10% albo +-2km/h. Czyli "głupia" rolka wymusza przeskok do wyższej strefy obciążenia.
Jak odpadam, to nigdy nie przechodzę przez LT, zostaje na FTP.. 15-20s na granicy LT kosztuje 2-5min w recovery, czyli tracimy bezsensownie prawie 100m.
To co? Przyjedziesz na Kaszeberundę albo jakiś brevet albo do Kórnika? Pojeździmy sobie razem, może nie będziesz jedynym poniżanym (znaczy wezmę LRa, a może i Golden się dołączy) Zaczynam treningi
