Długo trwał etap prób i błędów, oj, długo. Silnik włożyć w koło i połączyć parę kabelków to niewielka sztuka, ale dobrać silnik tak, żeby był szybki, ekonomiczny, z odpowiednią mocą i liczbą obrotów - to dość ciężkie zadanie. Tym bardziej, że kółko musi mieć 20 cali, w silniku powinno być mocowanie na tarczę i w grę wchodzi tylko silnik przedni na rozstaw 100 mm.
Udało się jednak. A dla tych, którzy myślą o tym, jak by tu na 20 calowym kółku jechać nie jak żółw, ale śmigać jak zając - gotowe rozwiązanie. Silnik nominalnie 24V zasilany wyższym napięciem
Hase (czyli po naszemu zając) wyposażony został w parę zabawek typu światełka cree, gps, radyjko, woltomierz, ekonomizer, ale najważniejszy jest napęd.
Po wielu eksperymentach wyszło na to, że żaden montowany w przednim 20-calowym kole silnik zasilany nominalnym napięciem 36V czy 48V nie jest w stanie rozpędzić rower do prędkości powyżej 25-28 km/h. Jedynym rozwiązaniem okazało się zastosowanie silnika przekładniowego 24V/250W (nominalnie) zasilanego napięciem 48V i sterowanie kontrolerem minimum 350W/48V. W takiej konfiguracji rower (o łącznej masie z kierującym rzędu 120 kg) całkiem spokojnie osiąga prędkość 40 km/h, co w zupełności wystarcza na dłuższych dystansach i rozsądnej nawierzchni.
W zasadzie do zasilania takiego silnika wystarczy napięcie 36V. 48V zastosowałem aby napęd okazał się ekonomiczniejszy. W tym wypadku sterownik 350W i tak nie przepuści za dużego prądu. Silnik praktycznie nie odczuwa zanadto zmiany zasilania z 36 na 48V. Nie nagrzewa się przy tym ponad temperaturę 40 stopni, co wróży mu długie życie. Oczywiście przekładnia nie jest zadowolona z takiego stanu rzeczy. Wolałaby pewnie pracować na niższych obrotach. Nic jednak nie jest wieczne. Każda przekładnia prędzej czy później i tak padnie. Zresztą - nikt nie zmusza nikogo, by wykorzystywać pełną moc i napięcie i prędkość. Ale dobrze mieć świadomość, że jak się chce podgonić - to można.
A oto parę fotek gotowego zelektryzowanego zajączka




