Tradycyjny dzwonek czaszowy odpada, bo zwyczajnie nie mam miejsca na kierownicy. Przyznaję, ideałem byłoby coś wydające typowo rowerowe " dryń, dryń", tylko tak ze 3 razy głośniejsze i uruchamiane przyciskiem na kierze, ale na takie cudo jeszcze nie trafiłem. Na wiodącym portalu aukcyjnym widziałem urządzenie składające się z manetki, dzwonka montowanego w miejsce dynama i linki łączącej te dwa elementy. Ruch manetki chwilowo stykał obrotowy element dzwonka z oponą i wewnątrz czaszy zaczynało wirować "serce dzwonu". Dźwięk podobno zabójczy, i nawet korciło mnie do kupna, ale sprzedawca chciał chore pieniądze.
Co do darcia japy- skuteczne, ale jak trzeba się wydzierać co sto metrów, to w gębie zasycha w momencie i człowieka szlag trafia. A jeszcze nie ma gwarancji poprawnego działania. Jak już trawi do mnie to chińskie ustrojstwo, to plan działania mam taki- nie zwalniamy przed zawalidrogą, w ostatniej chwili dajemy w trąbę, zawalidroga w ciężkim szoku podskakuje na 1,5 metra w górę, a my z idealnym wyczuciem czasu smyramy dołem. Ba dum tsss!
