Pytanie jak w temacie. Ptam bo sam nie wiem jak te pokonywać już... Z jednej strony oszczędność kolan i tętna i komfort jazdy 10 km/h (:>), a z drugiej strony chęć pokonania badziewia najszybciej jak się da... No i czasami to wzniesienie pokonam sobie z V 12-15 km/h, a czasami mam ochotę popedałować jeszcze szybciej. Ale czy stawiać na kadencję i niewielką siłę, czy może na odwrót - niska kadencja i duża siła?
Wczoraj taki wiadukt na Łopuszańskiej poszedł z V 15-17 km/h i 3-4 biegu. Dzisiaj w drodze do pracy zaliczyłem je na '6' i z V 22 km/h. Więc niby się dało, kolana wyrtrzymały, ale co lepsze? jaki sposób wybrać, aby było jeszcze szybciej i jeszcze lepiej? Czy można takie wzniesienie potraktować jako część treningu "na maxa"?
Jak Wy jeździcie?