Dla zainteresowanych i śledzących wątek. Zrobiłem dziś (wcześniej nie było sposobności) eksperyment z przerwaniem pedałowania przy sporej prędkości. I rower przestał bujać, zaczął jechać prościuteńko. Wnioskuję więc, że oprócz niuansów z zawieszeniem i układem kierowniczym cały myk polega na zbyt "układającej" się ramie, a na to chyba raczej recepty nie znajdzie... Pociecha jest taka, że rzeczywiście trzeba "lecieć" sporo ponad 30 km/h, żeby takich "atrakcji" doświadczyć. A ponieważ mnie się takie cyferki na liczniku raczej rzadko pojawiają, więc dam sobie spokój i będę się cieszył jazdą tak jak jest.
Dziękuję za wszystkie dotychczasowe rady. Oczywiście wszelkich uwag i propozycji chętnie dalej posłucham
.
Na początku poziomkowania baronem miałem podobnie. Przy prędkościach powyżej 60 (kadencja powyżej 95) bujałem bomem i przednim kołem na boki, tak, że prawie traciłem kontrolę nad rowerem. Nie byłem w stanie się bardziej rozpędzić bo bym się wywrócił. Z czasem nauczyłem się pedałować swobodnie, nie siłowo.
W czasie przejażdżki VM od Tomojo miałem ten sam problem, cały przód pojazdu nosiło na boki w rytm pedałowania. Myślę, że wystarczyłoby trochę pojeździć a nogi nauczyły by się jak współpracować z danym rowerem.