Zdarzenie i wydarzenie w sumie żadne, a kwalifikuje się tu, do reakcji, a raczej... ich braku.
Tesco na Fordonie. Pod wieczór wleciałem kupić coś do jedzenia, rower oparłem o ścianę z boku marketu. Z kufra wystawała rurka do zakrycia kabli elektrycznych, a na jej końcu "chorągiewka" z taśmy dwustronnej, co by żaden kierowca mi nie nie podjechał za blisko, albo co. Oczywiście rower oparty tak, aby być pod kamerą i na pewno się nie przewrócił samodzielnie.
Wychodzę z Tesco.
Opodal roweru, którego coś nie widzę - rodzinka. On, ona, 2 dzieciarów. O, jest i rower. Przewrócony na bok. Hmmm? On i ona popatrzyi bez słowa na mnie. Zajęci dzieciarami, nic nie widzą, nic nie słyszą. Popatrzyłem na nich kilkakrotnie podnosząc rower z ziemi. Musiało nieźle łupnąć. I znowu spojrzenia kieruję na nich - może im się coś nagle przypomni? Ale nie. Cisza. Patrzą czasami na mnie i na rower, ale nic nie mówią. Bo co mają powiedzieć?
Zero odpowiedzialności. Bo to przecież nie oni. Samo się.
Samo się...
No bo wiecie... (tak to widzę oczami wyobraźni): Dzieciar z tyłu podszedł z podwyższenia, chciał pobawić się "chorągiewką", potrząsnął i było BUMMM.... I dzieciar wystraszony, rodzice też... Ale oni nic nie widzieli! To nie oni! Samo się!
Wot, polska odpowiedzialność. Tchórzostwo na maksa.
Bo przecież nic się nie stało, prawda?
Pls, nie piszcie mi, że rower może sam. Stawiałem Żóltka setki razy pod ścianą Tesco na Połczyńskiej w Warszawie! NIGDY się sam nie ruszył, nie przewrócił, etc. N I G D Y. A tu w Bydgoszczy - co chwila jakieś cuda! ;P
P.S. Dzisiaj w Bydgoszczy pod Castoramą spotkałem starego wyjadacza pozimkowego, który tłumaczył mi, że tu w Bydgoszczy jazda rowerem poziomym jest o wiele bardziej....... NIEBEZPIECZNA od jazdy rowerem pionowym. Może ta Bydgoszcz faktycznie jest jakaś... "inna"?