Ręce mi opadają... Wsiadając do pociągu, otwieram sobie drzwi, powoli ładuję się z jedną sakwą, już po plecach mi wchodzi jakiś dziadek, cofam się po rower, i go wsadzam z niskiego peronu, przez co ten oczywiście mi upada na podłogę w wagonie. Druga sakwa ląduije obok i... Obok pojawia się jakiś babsztyl. I on KONIECZNIE TERAZ musi przejść tam gdzie ja. Proszę, niech przejdzie. Oczywiście nie może, bo rower leży skosem, nie ma jak przejść. Ale ta się dalej pcha i dopiero po wytłumaczeniu, żeby się nie pchała, bo też idę w tą stronę do przedziału rowerowego metr dalej - cofa się i daje mi ruszyć rower. Normalnie... porażka. Zero IQ.
Ale to nie koniec.
Połowa drogi do stolicy, gdzieś na jakiejś stacji wsiada kilku podgolonych, jeden z nich z zielonkawą koszulką "Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych". Pewnie wojacy... Rozłożyli się w przedziale rowerowym za moimi plecami, przez jakiś czas był spokój. Aż w pewnej chwili podnoszę się, zerkam... a tam wojaczek siedzi na moim rowerze! WTF?! Co to do jasnej, jego czołg?! Transporter, że tak sobie wsiada?! Wylazłem do przedziału, wyjaśniłem:
- mój rower, i na nim siadam tylko ja
- w przedziale rowerowym jadą rowery
- normalni ludzie jadą w przedziałach na siedzeniach a nie siedząc na podłodze w przedziale rowerowym.
Myślicie, że pomogło? Część przeniosła się do mojego przedziału. Druga część najchętniej to by pewnie stała albo siedziała w PR dalej.
Teraz dalej tam stoją w wejściu do PR i rozmawiają, chyba popalając... Dobrze, że to już Łowicz...