Autor Wątek: Piękny Wschód Parczew  (Przeczytany 4364 razy)

hansglopke

  • całkiem inny wariat
  • *****
  • Wiadomości: 2308
  • Zduńska Wola
Piękny Wschód Parczew
« dnia: Maja 02, 2016, 07:05:22 am »
Byłem, startowałem, dojechałem.
Pokonanie 512km zajęło mi 25h20min. Desczowo, mgliście, zimno. Bardzo dobrze zorganizowana impreza długodystansowa. Do przejechania było 500, lub 300 km.  Punkty z jedzeniem na trasie. W Janowie było można zrobić przepak.
Tu trasa:
www.gpsies.com/map.do?fileId=pgcchnoqfbwahnaq

Tu jest link do strony o imprezie.
lubelskavuelta.pl/

Polecam na przyszły rok.
"Tak to już jest, że najszybciej zwraca na siebie uwagę idiota." - CK Dezerterzy

"Na pionowcu boli tyłek, plecy i w ogóle wykańczająca i niewygodna pozycja jest..." - Mototramp


Franc

  • całkiem inny wariat
  • *****
  • Wiadomości: 2359
  • Ponad 30 lat na poziomie
    • Moje zdjęcia rowerów
Odp: Piękny Wschód Parczew
« Odpowiedź #1 dnia: Maja 02, 2016, 10:27:18 am »
Gratulacje, choć w twoim przypadku, jak ty po bułeczki 200km skaczesz, to się nie dziwię. :D
Franc "Rowery Poziome Rule"

IMK P14-001 (SWB ASS)
Thyss 222
IMK P12 (SWB, USS, B2B tandem)
Twister 800

Tehen

  • całkiem inny wariat
  • *****
  • Wiadomości: 515
  • Kolejarz forumowy
Odp: Piękny Wschód Parczew
« Odpowiedź #2 dnia: Maja 02, 2016, 07:03:34 pm »
Szacun Witek.
 
Albo poziom i wygoda albo wydasz w cholerę kasy na różne kierownice i siodełka tylko po to żeby w końcu i tak kupić sobie rower poziomy.

hansglopke

  • całkiem inny wariat
  • *****
  • Wiadomości: 2308
  • Zduńska Wola
Odp: Piękny Wschód Parczew
« Odpowiedź #3 dnia: Maja 03, 2016, 11:18:55 pm »
Dziękuję. Teraz moja relacja.

"Albo czy jest coś przyjemniejszego, niż jadąc, obserwować rwącą się do życia przyrodę, móc przystanąć, gdy coś nas zaciekawi, odkrywać nowe trasy, szlaki, uliczki czy miejsca. Czuć zdrowe zmęczenie i cieszyć się nim? Jeśli ktoś nie przepada za rowerem, zmieni zdanie, jak tylko ruszy naszym śladem! "

Parczew. Godzina siódma, minut siedemnaście.
Minuta do startu. Rzucam okiem  na koszulki kto jeszcze jedzie z nami w grupie: MRDP i Paryż Brest Paryż.  Jest dobrze, zwłaszcza, że dwa tygodnie temu nie zaliczyliśmy jazdy wkoło Kórnika (Czysta Wielkopolska). Ze znajomych w grupie: Elizium, Rapsik, Kaha i Emes. Chyba mnie tak szybko nie zostawią.
Po starcie "wycinaki" jadą swoje a my w piątkę trzymamy się równo. Czasem kogoś doganiamy, czasem jakiś pociąg wyprzedza nas. Żartuję, że to z trzysetki i chcą zdążyć przed wieczorem.  Do pierwszego punktu na 38km współpraca układa się dobrze. Ja na rowerze poziomym "koła" nikomu nie daję, więc trzymam się z tyłu. Gdzieś Emes odjeżdża, Rapsik pokonuje podjazdy na takiej kadencji, że szybciej kręcić chyba nie można.(Później to chyba odpokutował). Współpraca Elizium i Rapsika to lokomotywa. W którymś momencie się wychylam i widzę jak kręcą niczym parowóz napędzający korbowodami osie. Za jakiś czas Kaha kręci tak samo jak oni - noga w nogę.
Do Chema wpadamy na punk. Kostka brukowa, pod górę na chodnikach pełno ludzi. Wymuszam pierwszeństwo na jakiejś osobówce, przepraszam. Ktoś wymyślił, że trzeba się zatrzymać na kostce pod górkę. Na poziomym bym nie ruszył o ile wcześniej bym nie wyglebił.
Na punkcie kolejna pieczątka, szybki posiłek i trochę jedzonka na drogę. 98 km w chyba 3 i pół godziny. Niezły czas. Zbyt długo tam marudzimy . Dokupuję bateryjki do tylnej lampki, Kaha jedzie, my czekamy.
Za Chełmem doganiamy "Grupę Traktorową". Trzymają się za traktorem, tamten gdzieś skręca, pojawia się jak na zamówienie następny. Podczepiamy się i my. Laba nie trwa długo pozdrawiamy kierowcę, on nas i wszyscy jedziemy swoją drogą.
Przed Wojsławicami zaczynają się pierwsze podjazdy. Trochę zaczynam gonić, niestety zjazdy są zbyt krótkie i zostaję z tyłu. Jadę swoim, poziomym, tempem. W Wojsławicach na punkcie doganiam wszystkich i po krótkim postoju postanawiam jechać dalej sam. Jadę spokojnie. Rapsik i Elizium mają mnie dogonić. Ta sztuka udaje im się dopiero przed Hrubieszowem. Wpadamy na punkt (155 km.) Tu mijamy się z Kahą, Emesem, Wąskim i Krzyśkiem w drzwiach.
Według obliczeń Elizjum połowę trasy powinniśmy przejechać koło osiemnastej. Dalej postanawiam jechać sam, oni mnie dogonią. Za Hrubieszowem doganiam resztki grupy traktorowej siadam im na koło. Przyjemna sjesta po hrubieszowskiej zupce nie trwa długo. Od nich ktoś odpada a po kilku minutach zatrzymują się by mu pomóc. Dalej sam.
W Krasnobrodzie szukam punktu. Zatrzymuję jakiegoś kierowcę i pytam o Podklasztor. Mówi, że tu i z ciekawością pyta ile przejechałem. 230 parę? A skąd? Z Parczewa? A ile jeszcze? 270 parę?? Do Parczewa??? To muszę mieć lampkę. Odsuwam się na długość korby i patrzę, czy nie jest ubrany w mundur policjanta. Uff, nie jest, trójkąta i gaśnicy też mi nie sprawdzi. Podziękowałem i na punkt. Ostatnia słodka bułka i gorący termos prawie pełen herbaty. Zapowietrzył się i mało kto skorzystał. Otwieram dekiel i wszyscy obecni pijemy ten wspaniały gorący napój.
W drogę. Sam.
Pagórki. O jeden zahacza chmura. O szesnastej robi się wieczór.  Trochę niżej już było lepiej. Przed Zwierzyńcem wypada połowa trasy . Jest 19:10. Godzina w plecy. W Biłgoraju, na "dowolnym" punkcie doganiam trzeci raz grupę Wąskiego, Kahy, Emesa i jeszcze jedzie z nimi Krzysiek + dwóch zapaleńców długich maratonów.  Nie odpuszczam, stempelek i jadę z nimi. Teraz tworzy się fajny skład.  Jadą w trzech parach rozmawiają o wszystkim i niczym a ja na końcu w sypialnym. Jest ciemno, doświetlamy sobie drogę, są zmiany na czele. Czasem, jak widzę , że zaczynają się pochylać, bo z górki, to przestaję łapać za klamki i spokojnie wskakuję bez pedałowania na czoło. W Janowie czeka obiad i sjesta. Na moje pytanie, czy długo mają zamiar gnić na materacach szybko zostaję doprowadzony do pionu, że jak ja leżę całą drogę, to oni się nie wtrącają. ;) Tam też dogania nas Elizium z Rapsikiem.  Zakładam neopremy na buty i kolana przestają dawać znać, że im zimno. W końcu jedziemy.
Startujemy jeszcze z w kilka osób za chwilę i tak tamci gdzieś odjeżdżają. Stówa do Kazimierza D. (jak napisali na tablicy przy wjeździe do miasta) mija całkiem przyjemnie. Raz pod górkę, raz z górki. Na podjazdach zostaję zawsze z tyłu, by z łatwością dogonić grupę na zjazdach. Robimy kilka postojów na stacjach benzynowych. Dla mnie zbyt dużo tracimy czasu. Nie czuję się sennie, więc bym jechał. Trzymamy się razem

   "Nie do opisania są wszystkie te drobne wzruszenia i zachwyty, kiedy człowiek jedzie wcześnie rano przez park i podgląda przyrodę"

Jasne nawet na rynku w Kazimierzu D. nie ma żywej duszy przed czwartą rano. Ptaki zaczynają śpiewać, zaraz będzie  świtać i wiem zacznie się najgorsze. Mnie jakoś nie zmogło. Morfeusz czyhał na wszystkich po kolei. Z Kazimierza ruszam z Elizium i Rapsikiem, dogonili nas na orlenie i mieliśmy jechać całą paczką, ale wyszło jak wyszło.
Pozostało 100 km i pięć godzin czasu by zmieścić się w limicie 26 godzin.
Za jakiś czas zostaję sam. Doganiam chłopaków, Rapsik walczy ze zmęczeniem. Elizium trzyma fason. W Nałęczowie wspólna fota na punkcie doganiana nas grupa Wąskiego. Tęż zdjęcie i jedziemy razem. Za Nałęczowem jest pod górkę i tradycyjnie z Kahą zostajemy na podjeździe. Jakoś się wszyscy rozciągamy. Na jednym przystanku autobusowym widzę jak Wąski klęczy trzymając głowę przy chodniku. Pytam, czy nasłuchuje kiedy nadjedzie autobus. Emes mówi, że szuka kierunku do Mekki. Słabo to wygląda.
Gdzieś przed krajówką doganiam kolegów z Kórnika. Teraz Elizium wygląda nieciekawie. Zaczyna robić się płasko. Panowie z Wielkopolski czują się jak u siebie i przyspieszają. Jakoś wspólnie dojeżdżamy na ostatni punkt. Postanawiamy jechać wolno a nie mulić się na punkcie. Czasu mało. Na zjedzenie już czerstwej bułki z punktu poświęcam niemal cały zapas wody. Dogania mnie Krzysiek i ktoś w stroju Wąskiego, Przecież to on, tylko jakby wypoczęty. Jedziemy w porywach do 23 km/h bo tyle wystarczy. W którymś momencie Wąski zatrzymuje się, proszę Krzyśka by został z nim, bo może trzeba będzie wezwać pomoc. Znowu ma kryzys.
Słońce zaczyna oślepiać. Okulary w torbie szkoda czasu na postoje. Dwie żółte koszulki Elizium i Rapsika gdzieś na horyzoncie się pojawiają. Odstawili mnie galancie. Z czasem jakby byli bliżej. Przed samym Parczewem niemal ich doganiam. Musieli być solidnie zmęczeni. Czekam na czerwonym, oni na metę.
Oficjalny mój czas 25:25.

Miejscami było ciężko, zimno i mokro. Było też wesoło i koleżeńsko. Ogólne zmęczenie i bolące mięśnie - norma. Gdzieś pod Nałęczowem pojawił się też ból tyłka, to chyba dla tego, że ostatnio tak długo na tym rowerze jechałem w czerwcu ub. roku do Gdyni.

Cytaty z dzisiejszej WP.pl gdzie był zamieszczony materiał zachęcający do chudnięcia na rowerze.

Kazimierz D.
Dziwią mnie skróty nazw miejscowości na tablicach wjazdowych. Czyżby nie było obywateli stać na kawałek blachy by umieścić nazwę miejscowości z której pochodzą? Teraz przykład ul. Juliana Ursyna Niemcewicza w miejcowości: Kazimierz D.
« Ostatnia zmiana: Maja 03, 2016, 11:56:01 pm wysłana przez hansglopke »
"Tak to już jest, że najszybciej zwraca na siebie uwagę idiota." - CK Dezerterzy

"Na pionowcu boli tyłek, plecy i w ogóle wykańczająca i niewygodna pozycja jest..." - Mototramp


csx

  • Gość
Odp: Piękny Wschód Parczew
« Odpowiedź #4 dnia: Maja 04, 2016, 08:52:59 am »
Świetna relacja! Jak ja zazdroszczę, że się tam z wami nie mordowałem. Gratulacje za dystans.