Kiedyś młodym będąc rozmawiałem ze znajomym który trenował biegi długodystansowe - niestety wyjechał do USA i kontakt się urwał - pozostały informacje przekazane gdzieś przy piwie "jak on to robi":
1. profesjonalne przygotowanie wymaga niestety kontaktu z lekarzem i w zasadzie nadzoru trenera, który będzie czuwał nad postępami i reagował - tyczy to tych sportowców którzy nie maja wiedzy o swoim organiźmie na tyle dużej i doświadczenia w pracy nad sobą, że byle jaka porażka powoduje spadek wartości własnej i niechęć do dalszych treningów - czy to za duża dawka wysiłku i brakiem przyrostu formy wskutek zmęczenia czy zbyt lekkim dla tórego przyrost "mocy własnej" to .. lata treningu

)
2. trening własny/amatorski to w zasadzie podstawa - schudnąć (tu sa duże rezerwy przyrostu początkowej mocy - masa mniejsza szybciej się ruszamy) potem trochę nadzoru osoby wiedzącej lepiej lub poczytać biblie danego sportu i starać się delikatnie podpasować pod siebie - zazwyczaj wygląda to tak:
- chudniemy - tętno 120 i czas wysiłku minimum 20 minut, jak nam się kondycha wyrobi to zwiększamy powoli czas wysiłku (tutaj nie otrzymałem informacji o ile w jakim czasie - sam co tydzień jak biegałem więcej to co tydzień o jakieś 10 minut do ok. 60 minut) - na tym etapie staramy się "wysiłkować" codziennie - organizm w zasadzie nie powinien protestować bo to tylko szybszy spacer jest
- po 4-6 tygodniach zasada pulsu pozostaje jedynie jako baza do jego przekraczania i ustaleniu dystansu jaki się przemieszczamy - zaczynamy trening siłowo-wtrzymałościowy - zadany dystans staramy się przebiec w coraz krótszym czasie - po prostu urywamy kilkanaście sekund każdego dnia - sposób biegu w czasie dowolny - dystans biegamy interwałowo - szybciej/wolniej - rezultatem ma być "urwanie" czasu z dotychczasowego rekordu - ponieważ są momenty kiedy "przekraczane są nasze granice" wskazane są jednodniowe "przerwy" - na regeneracje czyli jakieś bliżej nieokreślone rodzaje wysiłku np. szybsze niemęczące spacery
- po 3 miesiącach powinny być widoczne zdecydowane wyniki - mniejsza masa własna, znacznie lepsza kondycha i umiejętność poruszania się szybko wolno - można zacząć zdecydowanie w danym dniu treningu podkreślać siłówkę - 20 minut rozkręcania potem pełny pałer przez kilkanaście minut i znowu rozjeżdżanie z dojazdem do domu bo bola nóżki
Powyższe to jedynie bardzo uproszczona droga do "wstępnego" lepszego przygotowania organizmu do większych wysiłków - dla mnie wystarcza bo zazwyczaj sezon rowerowy zaczynałem w marcu i kończyłem wraz z pierwszymi śniegami - nigdy nie ścigałem się zawodniczo i nie uprawiałem sportów ekstremalnych (poza podnoszeniem ciężarów i drobnych z tym związanych rekordów własnych) ale był czas kiedy spokojnie zaczynając w lutym/marcu z prawie zerową kondychą, mogłem przebiec w czerwcu/lipcu 2-3 razy w tygodniu 3 km w około 9 minut lub 10 km nieco ponad 30 minut ...
Niestety teraz nie bardzo mam czas i lenistwo większe więc powyższe przytaczam jako pewną ideę któąa "se sam" sprawdzałem przez kilka lat zanim mi się trochę pogmatwało w życiu i odechciało trzymać organizm w ciągłej gotowości bycia "samcem alfa"

Po lekkich modyfikacjach i zakupu lepszego niż nadgarstkowy pulsometru (z ciągłym pomiarem) można powyższe amatorsko traktować jako wskazówkę co robić aby z dnia na dzień być "coraz lepszym".
Dla profi przygotowań powinno się chyba pogadać z lekarzem specjalistą od danej dyscypliny i ułożyć plan treningowy z rozpiska na etapy - bez tego, moim zdaniem profesjonalne przygotowanie "do sezonu" celem "pokazania wszystkim" nie ma sensu.